Dary Otwartości

Aby wpuścić nowe…

Najpierw moim zadaniem jest…otworzyć się…

I wypuścić stare.

Wydaje się to tak trudne, budzi taki strach, bo już było tak ładnie przyklepane, udeptane…już nie podnosiło głowy, nie paliło w klatce jak rozżarzone żelazo…że wręcz mogłabym uwierzyć, że tak naprawdę to właściwie tego…nie było?

Ale…jednak…było.

I nie chcę nosić tego już dłużej w sercu moim…duszy mojej…

Bo i po co. 

Było doświadczeniem…doświadczeniem jak każde inne. Może trochę bardziej bolesnym, większego kalibru.

Jednak wciąż …tylko doświadczeniem.

Spośród miliona doświadczeń mojego Życia…dlaczego miałabym wybierać…te właśnie? Dlaczego miałyby…te właśnie wieść prym, próbować mnie definiować…definiować moje Życie?

To ja wybieram…czemu w Życiu moim nadaje znaczenie, miejsca w pierwszych rzędach…mojego filmu.

I sama piszę kolejny scenariusz….i sama wybieram do niego „aktorów”…i sama wyznaczam im „role”…przyjmuję do mojego filmu…w zależności od tego…czy dobrze opanowali rzemiosło…jakim jest Życie…Czyż nie tworzymy takich naszych trup, ekip? Do których nie każdy może wejść, przynależeć. I dobrze, że tak jest, że nie każdy jest dla mnie, a ja nie dla każdego.

Tak więc przede wszystkim…sama…szkicuję każdego dnia…główną aktorkę…mojego 🎥 filmu. To ja jestem za nią odpowiedzialna, to ja muszę nauczyć ją rzemiosła.

Nic o mnie, beze mnie.

I uczę ją…codziennie, w wygodzie i niewygodzie emocji, stanów, myśli. Bo jaka ja jestem, tacy też ludzie do mnie dołączą.
To tylko pozór, że coś mi się przytrafiło. Nie, bo gdy poszukam głębiej w sobie, to zawsze znajdę…prawdę…o mnie.
Bo to zawsze jest…o mnie.

I wiem, że nie mam co liczyć, że przyjdą inni ludzie, tacy wymarzeni, upragnieni…jeżeli sama nie zmienię się najpierw.
Ona…zmienia się, bo to banał i prawda, że nic nie stoi w miejscu. I jakaż to radość…że tak właśnie jest, tak się żyje.

Tak więc…moim zadaniem jest…otworzyć się…i wypuścić stare. Pozwolić odejść temu w pokoju, z wdzięcznością i niezauważenie…

Uchylam drzwi mojego Serca coraz bardziej i bardziej…i nagle czuję…że sztorm, którego się obawiałam…wcale nie przyszedł, przyszedł spokój…że w zamian za otwartość doświadczyłam ciszy…gładkiej tafli oceanu 🌊 i promieni słońca na twarzy. 

Bo otwartość…to zgoda.

I wszystko wydarza się…po prostu…przepływa.

Pozwalam…odejść…staremu. Już dawno…spełniło swoje zadanie. Już więcej nie potrzeba. Już mogę…puścić je wolno.

Otwieram drzwi na oścież…aby nowe mogło się rozgościć i ze mną kręcić mój nowy film, nowy przebój…

I to ja…wybieram moich ulubionych bohaterów…tych dopieszczonych, tych ukochanych…niezastąpionych…i mogę mieć tylko ufność, że i oni wybierają mnie do swojego filmu…że w ich filmie ja również mam zagrać rolę.

I pozwalam im, tak jak sobie…żyć swoim życiem…zaskakiwać mnie…uczyć mnie…bo najlepsza i żywa postać to ta, która ma tożsamość, nie jest martwa i miałka…akcja trwa…rozwija się w swoim tempie…Życie się żyje.

…otwartość pozwala przyjść temu…co zupełnie nowe…rozkosznie nieznane…nieoswojone i takie świeże…jak bryza muskająca twarz na brzegu oceanu Życia…

I dlatego tak…dla mnie…bardzo cenne.

fot.internet

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *