Czuję ciepło rozlewające się po moim centrum,
jego postępującą ekspansję…tak łagodnie…tak delikatnie…
tak nieuchronnie…to jest i nowe i znajome zarazem…
jest zakodowane w pamięci duszy, w jej rdzeniu.
I umiem i nie umiem…i rozumiem i nie rozumiem…
ale wiem, że to jest to…to jest Miłość. 

To umysł nie pamięta…
to umysłowi jest to obce, nie duszy, która wie, zna i pamięta.
I obserwuję, jak bank pamięci przeszukuje…wszystkie foldery, wszystkie regały…
i być może nie znajduje, najczęściej nie znajduje…i pyta co to, jak, dlaczego,
czy to bezpieczne, czy aby bezpieczne? 

Dusza wie, dusza raduje się, dusza rozjaśnia się…tak,
nareszcie…jest…wydarzyło się.
Oczy jej błyszczą, dzwoneczki dzwonią, pojawia się śpiew…
jest…Miłość jest.

I to jest spełnienie.
Bo dusza wie, że do niczego nie można się przywiązać,
nie wolno zatrzymywać przepływu, czym miłość jest.
Ona jest wolna, radosna, jej nie ma potrzeby zatrzymywać…
bo musisz wiedzieć, że jej wolą, cechą, istotą…jest płynąć, ona pływa,
ona jest w ciągłym ruchu, odpływa i przypływa…
ale nigdy nie zostawia cię z pustką, to co zostawia…zanim wróci,
nie powoduje smutku ani braku…wszak wypełniła Cię czysta Miłość,
zostawia aż nadto, abyś był nakarmiony do czasu,
gdy znów zatoczy koło, aby znów cię obdarować.

Bo Miłość karmi…w otwarciu nie głodujesz.
Głodujesz w zamknięciu.

Ona tak naprawdę nie odpływa, to my się przymykamy
i pozwalamy na tyle na ile jesteśmy gotowi przyjąć.
Otworzysz się…i odkrywasz, że ona nadal jest, zawsze jest.

Nie możesz jej zatrzymać, i nie musisz…tylko dlatego,
że ona i tak przenika wszystko, ten smutek jest tylko wtedy,
gdy myślisz, że nie masz i się zamykasz…i tylko dlatego nie czujesz
…że ona zawsze jest.

Zapytasz…jak skoro…zapytasz…czy nie kłamię…

Kocham twój rdzeń…Twoją Istotę, nie wirki i ego…nie avatara,
który mówi i działa…tak jak czasem działa, bo tak się nauczył,
bo nie zawsze się odważa…bo rozumiem…też moje, bo wiem,
że jestem podobna…bo też się nauczyłam,
bo Żyćko jakie było, takie było. 

Lecz już nie pozwalam,
żeby to co jest tylko warstwą mówiło mi…
że wie…czym jest Miłość…i kiedy Ona jest.
Warstwy można zostawić lub je zdjąć…wolna wola…
a pod nimi i tak jest to…

Kim naprawdę jesteśmy.

Rezonans 

Kiedy przestałam śpiewać?

Żyćko…to co wybrałam, sprawiło powoli…powolutku…dzień po dniu…że zniknął śpiew…zniknęła…melodia mego serca…po prostu zanikła. 

Po prostu…zgodziłam się na mniej…na mniej tego…kim zawsze byłam.

Patrzyłam, jak gitara stojąca w rogu pokoju, przestawiana z miejsca na miejsce, wołająca …ale niesłyszana…kurzyła się i niszczała. Jak zaczął pękać lakier na drewnie rezonansowego pudła…

Bo zabrakło rezonansu…we mnie. Bo się poddałam, bo przestałam wierzyć…w Życie…bo z nim…nie rezonowałam, z tym co w nim najpiękniejsze…z radością i miłością.

Dziś znów zaczęłam śpiewać…już od jakiegoś czasu właściwie…gdy totalnie i z lekkością pozwalam sobie żyć moją prawdę…prawdę Serca, duszy, mojej Istoty. 

Śpiew jest coraz częstszy i zupełnie spontaniczny, pojawia się nagła fala dźwięków i dzwoni…dzwoni prawda mojej duszy, wyraża się na zewnątrz to, kim jestem. 

Tyle radości sprawił mi syn, przywożąc mi gitarę, piękną, cudną, klasyczną, czyli taką, której dźwięk jest ciepły, delikatny, subtelny. 

I powiedziałam mu, że ostatni raz kiedy śpiewałam, to było wtedy…gdy tuliłam go w ramionach i kołysząc jego małe i ufne ciałko, nuciłam mu kołysanki. 

Wtedy jeszcze…czułam się szczęśliwa.

I dziś on…znów mi podarował śpiew, jakby chciał powiedzieć…śpiewaj znowu mamo, graj melodię swojej duszy. 

Kocham ❤️

fot.Internet

Gdy trzy jaźnie…idą za rękę 

Obserwuję sobie…
jak moje trzy jaźnie robią robotę we mnie.
Świadomość nadzoruje, zarządza 😋, a wygląda to tak,
że czasem z przyzwyczajenia robię (np. oczyszczanie podświadomości,
Niższego Ja, czyli Ku) techniką, no jakąś ulubioną, która najbardziej ze mną rezonuje,
a czasem po prostu tak: 

a weź Ku, moja ty kochana, wypierdziel te wszystkie wory,
a weź się nawet nie pytaj, masz moją zgodę, a weź, kochana,
hurtowo wypierdzielaj, co się będziemy rozdrabniać,
nawet nie potrzebuję wiedzieć, co w nich jest.

Decyzja, komenda, stan, świadomość,
że wszystko zależy ode mnie, od decyzji,
jaką w swojej świadomości podjęłam.  
Od tego…jak chcę żyć.

Pamiętam, jak zadżumiony umysł próbował wszystko racjonalizować
(teraz też czasem to robi, żeby nie było 😁, póki nie puknę się w czółko
jak ten Pomysłowy Dobromir),
chciał potwierdzać u innych, czy oni też tak mają? Czy im też się udaje?
Cóż, mało którym się udawało, bo byli jeszcze bardziej zadżumieni niż ja.
A ja, jak to ja, jest idea, jest pomysł, to Aneczka musi sprawdzić,
na własnej osobistej skórce. I nie żałuję.
I z perspektywy czasu, to co się nie udawało,
wynikało tylko i wyłącznie z niezrozumienia.
Ale…po zrobieniu correct…jak najbardziej okazywało się,
że tak, że działa.
Bo naprawdę wszystko jest kwestią świadomości i częstotliwości,
jedno z drugiego wynika. Im wyższa świadomość,
tym szybciej wszystko się dzieje.

Ale wiadomo,
są obszary, gdzie wjeżdżam jak najnowszym, sportowym modelem Alfki Romeo,
a są i takie, gdzie jak ten palacz w hucie przy piecu wrzucam dopiero te ciężkie wory
pełne syfiastych programów vel odpadów przeszłych zdarzeń, skrzywionych luster rzeczywistości.
Lubię patrzeć jak się rozpuszczają w hutniczym piecu,
zostają zdezaktywowane w świętym ogniu…ogniu czystej Boskiej Miłości. 

Bóg to najcudowniejszy Alchemik ❤️. 

Średnie Ja trzyma na wszystkim łapkę, to Ja dzienna,
ta Ja, która świadomie wybiera.
Najmniejszy kontakt mamy zwykle z Wyższym Ja, intuicją, boską iskrą w nas,
z tej przestrzeni płyną do nas najlepsze, najpiękniejsze,
i co ważne, zgodne z najwyższym dobrem inspiracje do Życia.
Tu się nigdy nie zawiedziesz.
I to tu jest błogo, tu jest rozkosz, tu jest miłość bezwarunkowa,
to stąd wszystko jest ok, to stąd wszystkich i wszystko kochasz
i to tu, gdy dostałam po dupce, to mówię ok, nic się nie stało,
wjeżdżam wyżej, dodaję gazu jadąc Alfką przez Żyćko. 

Cóż jednak…
gdy czasem niższe jaźnie są przywiązane do smutku, cierpienia,
dostawania po dupce…cóż.
Ostatecznie wszystko w materii materializuje się z „woli” albo niezgody Niższego Ja.
I dupa, nie przeciukasz…czyli grzebiesz w worach 😛.
Jednak do mnie w pewnym momencie przyszedł wkarw, a potem kliknęło.
Że no co kuźwa, to Niższe ja tu mi będzie decydować, no jak to??
I zrozumiałam (zapewne prześlizgnęło się coś wtedy od Wyższego Ja)
…że mogę to ominąć.
Jak?
Ano tak, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych,
co tam taka ludzka Niższa świadomość dla Niego,
toż to absurd, toż to się kupy nie trzyma. 

I proszę bezpośrednio Tatkę.
Wiesz Tatku, słuchaj, to i to, a weź Ty mnie uwolnij, Ty mi pokaż,
Ty mnie Kochany obdaruj, Ty to załatw dla mnie, etc.
I po prostu dziękuję…że On już to zrobił,
że to już jest. 

I jest. Zawsze. 

Kocham ❤️