Pozamykać drzwi…

Tak naprawdę nie doceniałam tego procesu. Robiłam to tak od niechcenia…zostawiając sobie jeszcze jakąś małą, maleńką furtkę…ja sama…albo ktoś ją sobie zostawiał wkładając subtelnie stopę między drzwi…tak, aby zupełnie się nie zatrzasnęły, a ja udawałam, że w sumie tego nie widzę. A to przecież też jest zgoda.

Gdy coś już mi nie służy…gdy chcę pójść
w inną przestrzeń…wreszcie…co najważniejsze…gdy na pewno wiem…czego chcę…zamykam drzwi.
Bo choć nie wiem jak mocno sobie tłumaczyłam, że się da, że no przecież
w sumie to nic nie szkodzi, że gdzieś tam w mojej przestrzeni będę miała te furtki…to sorry, figa z makiem, całuj mnie w nos…tak się nie da…chyba że, chcę życia na pół gwizdka…i zamieszania.

Dziś rozumiem, że decyzja, moja własna decyzja dla… Życia…jest najważniejsza.
I wszystko, co mnie w nim spotyka, jest jej wynikiem…zawsze.

Zamykam drzwi…by móc otworzyć te nowe…naprawdę szeroko…by łatwo było mi przez nie wejść.

By nie robić…
przeciągu…

w przestrzeni którego wszystko hula jak chce, nic nie jest na miejscu…a ludzie też nie wiedzą, gdzie i czy w ogóle jest…dla nich miejsce…

Pozamykałam w ostatnim czasie takie drzwi, dla siebie i innych osób z którymi szliśmy wspólną drogą, a były takie, które trwały naprawdę bardzo długo.
Dziękuję…za tę wspólną drogę, za wszystkie lekcje…te piękne, jak i te trudne.

Było warto.

fot.facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *