Serce w niej mówi:
kocham, och…jak pięknie…tak z otwartym prawdziwie sercem.
Za chwilę wygląda zza rogu mój Cień i też coś mówi:
pie..dol się!
Ten taniec…z duszami innych, gdy tak się pojawiają w moim życiu, by wydobyć jeden i drugi biegun mnie. Szczerze…jest to fascynująca sprawa.
I tak trwa ten proces…część mnie stoi sobie tak z boku…i wszystkiemu się przygląda.
I to naprawdę robi się zabawne…to całe moje życie…czarująco rozbrajające. Tak, że w głos śmieję się z samej siebie…a potem…potem…
jeszcze bardziej kocham Życie.
Aby móc przytulić się do tej odpowiedniej Duszy w przestrzeni mojego serca, aby była w nim harmonia i przestrzeń obecności. Abym czuła się wtedy spokojna w moim sercu…pozamykałam drzwi, które były do zamknięcia…uzdrowiłam, co widziałam, że jest do uzdrowienia…
Trzymaj mnie teraz Wszechświecie
w przestrzeni twojej obecności, bo padam na twarz, trzymaj…abym nie uciekła, abym jeszcze mogła stać.
Jakże często mówię do mojej duszy:
Ty mnie cholero kiedyś wykończysz, co ja się z tobą mam… A ta cholera się jeszcze uśmiecha i jakaż zadowolona z siebie jest, oj bardzo, bardzo zadowolona. Chwile…kiedy w wyniku doświadczeń, jakie zaplanowała dla mojego uzdrowienia dusza, następuje transformacja, gdy wyłaniają się z przestrzeni naprzemiennie zraniona Dziewczynka, Dzidzia, etc.,
dojrzała Kobieta musi trzymać wszystkie je mocno, stać przy nich, każdą widzieć i pozwolić jej się przejawić, każdej dać głos…
Emocjonalny rollercoaster…uuuff
W takich chwilach przypominają mi się na szczęście słowa mojej kochanej siostry Asi:
Ania, uda ci się, komu miałoby się udać, jak nie tobie…
Albo słowa mojego byłego męża Krzysztofa:
jeżeli tego chcesz, to to osiągniesz, bo ty zawsze osiągasz to, czego chcesz, prędzej albo później, ale zawsze.
I tego się trzymam.