Moja ścieżka, moja droga…
może się komuś przyda…
Moje wewnętrzne blaski i moje cienie…
Może rozpozna w nich…również siebie…swój obecny, przeszły lub przyszły moment, in security, bądź słońce…
Lubię…iść z innymi duszami…tak obok siebie…lubię gdy pokazują mi w lustrze…mnie samą i lubię być lustrem, służyć tym którzy idą obok mnie, bez agendy.
Nie ma dla mnie przypadków, przypadkowych luster, przyjaciół, wrogów.
Nie ma winnych, ‚oprawców i katów’. Nie ma też przypadkowych czułych kochanków, serc pełnych zrozumienia i obecności…tego że jestem widziana, kochana, mam miejsce.
Zawsze…te cudowne dwa bieguny doświadczeń, każdy z nich cenny, potrzebny, budzący.
Dzięki nim widzę, w którym miejscu jestem na mojej ścieżce, co ucieleśnione, a co jeszcze w czarnej dolinie, zamknięte w worku z tabaką.
Gdzie już patrzę i widzę samą siebie odważnie, a gdzie ślepa jeszcze lub z maską na twarzy,
a często pod nią jeszcze kominiarka. Może nawet kolorowa i stylowa, ale jednak…
Czasem trwa…i czasem potrzebuję kolejnych luster, kolejnego pstryczka w nos…
od Życia.
I mam w tym zgodę…na siebie.
Nigdzie nie pędzę…mogę przecież dać sobie…czas.
Bo nauczyłam się, że wszystko jest…kiedy ma być. I nauczyłam się…czasem po prostu stać w miejscu…zrobić krok w tył…lub zejść z obranej drogi. Wtedy rzeczywiście lepiej widać…co we mnie…co dla mnie…co o mnie.
I to dla mnie…w porządku…pozwalam temu przepływać, bez oceny…ale w zrozumieniu. Zrozumieniu będącym na ten moment we mnie i dla mnie możliwym, dostępnym.
Wiem…że nie jestem zrobiona i ukończona…i wiem, że nie będę do końca moich dni.
