Nie wiem, co tak dzisiaj ta moja Dusza do mnie nadaje. 

O używkach. 

Chociaż w sumie, przecież poprosiłam ją ostatnio,
aby mnie poprowadziła ku wolności, od tej ostatniej mojej używki.
To i się dzieje…no przecież.

Wiem, że ta, jak każda używka, zatrzymuje mnie na niższej częstotliwości.
Wiem, że zawęża świadomość. Robi to nawet cukier. 

Wiem, że używam jej, aby blokować coś w sobie,
aby nie poczuć, może boję się doświadczyć.
I niekoniecznie czegoś złego, prędzej czegoś dobrego,
ale co moja podświadomość uznała kiedyś tam
…za niekoniecznie bezpieczne.
Bo może potem było coś trudnego, bolesnego
i powiązałam to…z tamtym uczuciem, konsekwencją
tej otwartości na tamto uczucie.
Każda używka blokuje czasowo albo chronicznie,
dostęp do wyższych częstotliwości. 

I jestem z tym pytaniem we mnie,
dlaczego jeszcze używam, dlaczego jeszcze chcę?
Czego się boję doświadczyć…albo inaczej, boję doświadczyć…w całej pełni i pięknie.

To doświadczanie najlepszego Życia,
otwieranie się na to, to oczywiście proces.
Pamiętam jak odpadła ode mnie potrzeba picia alkoholu.
Imprezy z alkoholem, wszyscy rozluźnieni, uśmiechnięci i z humorem. 

Ale czy naprawdę rozluźnieni…do Życia, do Siebie?
Czy naprawdę radośni, czy naprawdę autentyczni? 

Przecież nie.

Tato był bardziej otwarty, czulszy, mówił że kocha,
że córeczka najlepsza i w ogóle. 
Mama jakaś łagodniejsza i mniej kolczasta.
I jakoś tak niby wszystko lepiej.

Tylko co z tego, skoro na drugi dzień przychodzi weryfikacja i kac.
Czemu jest kac?
Raz, że to przecież trucizna i mądre ciało jasno to wyraża
komunikując bez ogródek, np. wymiotami, bólem głowy.
Biedne te nasze ciała, ile znoszą. 

I miałam taki moment, gdy obejmowałam porcelanową muszelkę.
Przyszło takie pytanie:

I jak ty teraz wyglądasz?
Dobrze ci z tym?
Po co ci to?

I poczułam, że tak, że totalnie niepotrzebne,
że nawet nie lubię tego stanu i bardziej mnie spina niż rozluźnia,
że nie chcę, że się przed nim bronię
…i że nie będę tego robić…

I…wytrzeźwiałam…w dosłownie jednej chwili.
Byłam po prostu…trzeźwa.

Dalej ten kac, to fałsz. Nie bycie sobą, nie pozwalanie sobie.
Kac zawsze przychodzi, po każdej używce. 

Wszyscy używamy, bo nikt nas nie nauczył, nie zdradził tej tajemnicy
…że bycie prawdziwym sobą i w Sercu…uzdrawia wszystko.
I tam jest relaks, radość, i…przyjęcie. 

I nie muszę się niczym zewnętrznym relaksować, rozluźniać, dodawać odwagi.
Że nie potrzebuję płynów, zatrucia dymem, strzału z kawy i cukru.
I gdy nie używam żadnej używki to jest stan bycia sobą
i gdy serce otwarte, to tam wszystko jest. 

Wszystko się uzdrawia w naturalnym procesie…
przyjęcia Siebie…taką jaką jestem.
Świadomość pokaże mi wszystko, a Serce…uzdrowi.

Ja to wiem.

Szukam…więc tego ostatniego puzzla.
Albo inaczej…jestem otwarta na to
…aby po prostu się pojawił. 

Wiem, że dusza mi go pokaże. 

fot.Internet

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *