Miłość 

Jest jak narkotyk…
ale tylko jak, bo prawdziwy narkotyk, alkohol, papieros, czekolada,
a nawet stara dobra kawa, zaburza, zubaża…jej odczuwanie,
jej pojawianie się i przepływ, czym w istocie jest…

przepływem boskiej esencji, tej ciepłej i figlarnej,
poszerzającej i radosnej…nieopisanej…możliwej tylko
w…pozwoleniu…poczucia…jej w sobie i wyrażenia poprzez siebie,
obecności, niezatrzymywania…po prostu istnienia. 

Im bardziej chciałabym ją zatrzymać, przywłaszczyć, ukierunkować…
tym szybciej ona subtelnie rozpływa się, jej obecność wymyka się…
Bo gdy chcę sobie przywłaszczyć, zatrzymać, zdefiniować…
zamiast tym po prostu być…
to wychodzę z Serca, a wchodzę w umysł.
I nawet, gdy jest już taki czyściutki, posprzątany i służy…
to i tak nigdy nie będzie Sercem.
W nim nigdy nie poczuję przepływu, bo to jest niemożliwe.
Nawet świadomy, niezadżumiony programami, używkami,
ściągającymi nas w niższe częstotliwości doświadczania,
nie zabierze nas na tę cudowną falę…przepływu.

Pamiętam to straszne uczucie,
gdy nie mogąc w pełni i tak jak to było moim pragnieniem,
dostać się do Serca i poprzez nie właśnie…doświadczać,
obserwowałam świadomością ten ubogi świat mojego umysłu.
A pamięć życia z Serca była,
i jest w każdej Duszy zapisem niewymazywalnym…
może być tylko zakryta, zmanipulowana, odstawiona na boczny tor.
Lecz wtedy Życie również jest odstawione…na boczny tor.
Pamięć tego, jak chcę żyć była we mnie zawsze.
Więc  i tęsknota i smutek, a nawet gniew też były.
Już nie wiadomo za co i na kogo.
Ten odczuwany brak był właśnie tym,
ta tęsknota była właśnie za Nią.

Zawsze.

Ta pamięć o Niej, jak swędzące miejsce dawała o sobie znać,
gdzieś zza kulis wydarzeń codzienności, w ciszy nocy…
przychodziła również przez piękno przyrody…
bo wtedy czasem to piękno aż bolało.
Dziś to samo piękno jest radością, koi i niesie,
bo dziś nie jestem oddzielona…bo dziś jestem jego częścią. 

Jest jak narkotyk…bo chcesz jej tylko więcej i więcej…
nie zachłannie…bo to zbędne, pragnę być w ciągłym stanie jej obecności we mnie…
i nigdzie indziej nie chcę być…
i dlatego tak rzadko potrafi mnie coś już poważnie i na dłużej zasmucić. 

Gdy Ona jest i po prostu przepływa…

to uzdrawia…

uzdrawia wszystko we mnie.
I jak Ona to robi…to nieustannie mnie zachwyca.
To jest cudowna magia prawdy, autentyczności…Tatki.

Po prostu. 
Bo jest. 
Bo przepływa.

Kocham ❤️

fot.Internet

Edit: napisałam…i nadal nie wyraziłam tego, jak ją czuję…
czym dla mnie jest.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *