Wieczór, Kicia przychodzi i zagląda mi w oczy… sprawdza, co u mnie.
I ja też zapytałam…co u Ciebie, Aniu?
Co mogę dla Ciebie zrobić…Aniu?
I usłyszałam jej odpowiedź: -potrzebuję twojej Obecności. Bądź dla mnie, obejmij mnie, obejmij mnie naprawdę i na sto procent.
Łagodne dźwięki muzyki docierające do mojego wnętrza płynęły przeze mnie… i nagle poczułam…jak moje dłonie…zaczęły się otwierać…otwierać…i puszczać.
Jak kolorowe baloniki…trzymane za cienkie sznureczki…tak długo, tak długo i kurczowo…za długo…
…stare i nowe myśli, stare i nowe historie, stare i nowe emocje, stare i nowe niespełnione uczucia, stare i nowe niezaspokojone potrzeby, stare i nowe rany…
nawet to co przynosiło radość…a nawet to, co tą radość ma dopiero przynieść…
wszystko ulatywało w niebo…wolne powoli wypuszczone z rozluźnionej w akceptacji dłoni…unosiło się lekko…
I moje wnętrze opustoszało, pojawiła się cisza, znikły myśli, uczucia i historie… i moje serce otrzymało nową przestrzeń i miejsce do życia, do ekspansji, do wzrostu, do poszerzania się…
I moje dłonie…wreszcie wolne… mogły mnie objąć…tak…na sto procent.
Przyszło uświadomienie…że jakże często obejmowałam kogoś lub coś, trzymałam otwarte dłonie dla kogoś lub czegoś…zapominając o samej sobie.
Dziękuję…bo zrozumiałam, że tak naprawdę nie zawsze trzymałam siebie za rękę…albo za często ją puszczałam…
Trzymam moje serce słodkie i otwarte…Kocham.
