Nie wiem…i już nie pytam
Nie wiem…i po prostu jestem.

Coś się stało…coś się zmieniło we mnie.

I pozwalam temu być.
I nie pytam dlaczego i po co.
Pojawiło się, to jest. 

Wiem…że muszę zaakceptować wszystko, co jest rozwojem…
że nie wolno mi z tym walczyć. 

Bo walka nic nie da, opór jest niezgodą.
Bo wierzę w prowadzenie i mądrość wyższej siły we mnie.
Bo wiem, że ja mogę nie wiedzieć.
Ale Tatko we mnie widzi i wie, a moim zadaniem jest dostroić się,
a nie walczyć i stawiać opór.
Gdy nie płynie, to nie płynie z jakiegoś ważnego powodu
…na pewno.
Może mam coś zobaczyć i uzdrowić,
a może mam po prostu puścić,
by wyłoniło się to, co jest dla mnie.
I nie z mojego ograniczonego widzenia,
a z pola najwyższego dobra,
którego ja nie umiem jeszcze pojąć i przyjąć. 

Wtedy…pytam Serca. 

Serce…czy dobrą drogą kroczę?
Czy to jest to?
Czy to jest ten człowiek?
Czy to jest ta przestrzeń?

Serce zawsze odpowiada…
i oj…nie zawsze jego odpowiedź mi się podoba.
I nie zawsze potrafię ją od razu przyjąć.
Czasem długo jeszcze…chcę po swojemu.
Bo czasem tak trudno zrezygnować…
nawet wtedy gdy wszystko krzyczy…że trzeba.
Bo inaczej wciąż będę powtarzać…
tą samą i tą samą lekcję.

Kocham.