Niedziela.
Zanim wstałam z łóżka, powiedziałam do Siebie:
Aniu, dzisiaj jest piękny, spokojny dzień,
czas płynie bardzo…bardzo powoli,
na wszystko mam czas i jestem tylko w moim sercu…
i tylko w tu i teraz.
Potem kawa i oczywiście pamiętałam,
aby nie zalewać wrzątkiem i oczywiście,
gdy zalewałam zrobiło się serduszko.
I zaplanowałam dzień beauty,
stópki, masaż buzi, kąpiel w solance i paznokcie…
koloru różowo-czerwonego z małym serduszkiem na serdecznym palcu.
Skrócę długość, bo Żyćko sobie płynie, one rosną,
a ja nie mam tych kochanych pleców,
które mogłabym z rozkoszą drapać 😛.
A byle jakich nie potrzebuję.
Ale najpierw spacer z dziewczynami.
I poszłam sobie na łączkę.
No i cóż…dzień beauty…ale dusza moja jak to ona,
wiecznie ta sama…Anka! Jaki dzień beauty,
robić życie, życie się robi, życie się czuje.
I już mi tam coś zapodaję.
Ach…już się przyzwyczaiłam…już się nawet nie buntuję…
że ona tak wiecznie do mnie nadaje…co ja się z nią mam.
Patrzę na drzewa, na wilgotną ziemię.
Pomyślałam…poszłaby ja na jakiegoś grilla albo co.
Jaki tam grill, toć miałaś skrobnąć coś o materializacji
o duchu i materii…ech…tak więc…tak.
Ale paznokci nie odpuszczę!
