Szacunek…do własnego ciała.
Do tego naczynia, w którym doświadcza dusza.
Czasem się zastanawiam, co czuje dusza,
gdy się nie działa w zgodzie z nią.
Czuję, że się po prostu odcina. Gdy następuje działanie z ego,
jedynie z potrzeb Niższego Ja, bo ono ma swoje potrzeby, oczywiście.
Tak jak pilnuje, abym się napiła wody, zjadła, zasnęła,
tak dba też o miłosne potrzeby ciała, normalne.
Jednak dzisiejszy świat to czasem już ma dosłownie w tyłku poprzewracane…
jak dla mnie oczywiście, to moje życie i lubię żyć je po mojemu.
Obserwuję czasami takie totalne odcięcie i zagubienie.
A w dzisiejszych czasach tak nonszalancko akceptowane,
takie modne nawet, takie cool nawet.
Pół biedy, gdy mowa o mężczyznach, choć to też nie do końca prawda,
i myślę, że to jest celowo promowane, aby rozkradać, rozrzedzać
energię mężczyzny, pozbawiać go mocy.
Bo to jest puste, to chwilowy strzał dopaminy dla ego.
Potwierdzają to mężczyźni, z którymi mogę porozmawiać na tym poziomie,
nawet sami o tym mówią (nie ci co chcą się przypodobać).
A ego osłabia, ego to nie siła, to nie moc, to nie z tej przestrzeni płynie, o nie.
Jeżeli chodzi o mężczyzn, oni mają inną energetykę,
więc to tak nie szkodzi bardzo jak kobiecie, choć na pewno nie jest obojętne.
Obniżenie jakości energii wymiany w akcie miłosnym,
musi odbijać się i na kobiecie i na mężczyźnie.
Pytanie…komu to tak naprawdę pasuje, kto tym tak steruje.
Obserwuję wydrenowanie dzisiejszych kobiet, szczególnie młodszych.
Koleżanka nazwała moje doświadczenie ciemnogrodem.
Tak. Podziękowałam za komplement, wolę mój ciemnogród niż pieprzogród.
Wybieram moje nieoświecenie, aby mój ogród został oświetlony…przez duszę,
którą wybrała moja dusza, gdy dała zgodę, to się czuje w całym ciele i sercu.
Wszystko jest energią, każda myśl, uczucie, działanie.
Co wprowadzam do swojego wnętrza, do własnego pola energetycznego,
gdy łączę się bez miłości, czułości, szacunku do siebie i do drugiego człowieka?
Czujesz się nakarmiona/y, czy wydrenowana/y?
Czuję, że to dlatego nie potrafię. Bo moja dusza jest zawsze na wierzchu
i zapewne powiedziałaby, że się nie zgadza. Tak bez niej, tak żeby ją pominąć,
wystawiać za drzwi, kazać siedzieć cicho.
O nie, moja by się darła na cały regulator…że ona nie daje zgody.
To połączenie trzech Jaźni we mnie…cudowne…i tak chroni,
tak pięknie chroni.
Tak wszystko…jest na miejscu. Tak mogę po prostu…ufać sobie.
Jakoś nigdy nie miałam tego w doświadczeniu, jakoś zawsze wiedziałam,
dlatego nigdy nie było tego u mnie na tapecie. Zapewne dlatego, że ta moja kochana…Cholera od zawsze siedziała na tronie i darła gębulkę.
Tak to. Ale to i dobrze i ja czuję i mogę powiedzieć z radością
jak ten krecik z czeskiej bajki: to je fajneee.
