I byłam w sobie…
tak niespodziewanie, tak niespodziewanie głęboko.
Spotkałam się ze sobą. I ukochałam i nagadałam tej Ani jednocześnie.
I był i spokój i złość i cisza…jednak ostatecznie, tego samego wieczoru jeszcze,
wzięłam tę 49-letnią Anię za rękę i zabrałam ją na nocny spacer.
Dusza i serce…opróżnione z kamyków i ciężarów, wyzwoliły głęboki i spokojny oddech, głowa zebrawszy bęcki przed godziną nawet nie śmiała się odezwać.
Więc szłam sobie, taka swoja, własna, ulubiona,
wolnym krokiem…przed siebie.
Mijam Lidla, ale nocą jakaś magia tam się dzieje,
bo on wygląda jak ten ‚wzorcowy’ supersam
z mojego czeskiego serialu ‚Kobieta za ladą’.
Zawsze gdy mam gorszy czas,
włączam któryś z tych PRL-owskich seriali…i przenoszę się w czasie.
I poczułam…poczułam w sobie to, co jest mi bliskie…prostotę wartości,
które są częścią nas samych, każdego z nas.
Bo ja wierzę w człowieka i co mi zrobisz.
Ja wierzę w moje wartości, w mój świat i co mi zrobisz.
Ja wierzę, że życie jest po to, aby je wszystkie w sobie odkryć, odkurzyć,
może wydobyć gdzieś z najgłębszego dna, gdzie są przykryte tym cwaniactwem,
co miał być taki sprytniejszy, taki bardziej ‚życiowy’.
Myślę o Annie z tego serialu, lubię ją, bo ona jest podobna do mnie.
Lubię jej ukochanego, podziwiam jego prostotę oraz to jak wyraził się o nim jego ojciec.
Czy nie przeszkadza pani to, że mój syn bierze wszystko tak bardzo na poważnie?
A Annie aż oczy rozbłysły, bo właśnie za to ona go pokochała.
Pięknie jest być takim, żeby nasze wartości były na poważnie
…a nie takie negocjowalne, przesuwalne.
Zaraz też, na zasadzie asocjacji i tej energii tęsknoty przypływa na myśl postać Włodka, którą zagrał młodziutki Bogusław Linda w ‚Punkcie widzenia’.
Wiem, no niby śnię…jednak wierzę…że…nie.
I co mi zrobisz…