🌙✨

Święta…wszyscy świętują i dobrze.

A ja…

A ja…zanurzam się w sobie, wdycham wieczorne, rześkie powietrze do wnętrza, spaceruję, patrzę sobie na gwiazdy…

I ewentualnie jeżeli już…

to widzę dla siebie i siebie w jakiejś jazzowej knajpce…przy jakimś słabym, owocowym 🍹 drinku i rozmowach…z Duszami.
Tak…to by mogło być…tak niespiesznie, prawdziwie, w przepływie, z długimi pauzami między myślami i słowami…których nikt nie przerywa, których nikt się nie boi i na siłę nie zapełnia.

Tak…to tak…to mogłoby być.

Tato

Dziękuję Ci za to, co dziś mi sobą pokazałeś.

Najpierw ten strzał w serce, to uderzenie, które poczułam,
gdy oczy moje zobaczyły , co zastały.
I pomodliłam się w sobie…bądź przy mnie czysta miłości.
Abym mogła to znieść. I była…
i pokazała mi to, co miałam zobaczyć…poprzez Ciebie, tato.

Widzę jak trwasz…trwasz przy niej…choć niejeden dawno by odszedł,
załatwił sobie wygodę. 

Widzę…jak trwasz…przy niej…bo Ty naprawdę ją kochasz…
bo ona taka nawet jaka jest dzisiaj, dla ciebie wciąż jest tą Perłą Świata,
wciąż tą boginią…jak zawsze mówiłeś…że jak kochać to boginię.

Podziwiam Cię, tato.

Podziwiam Cię za twoją siłę, której już nie masz.
Tak bardzo chcę przytulić to twoje wychudzone ciało,
tak bardzo ukochać to serce, które w tobie bije.
Tak bardzo pragnę zapewnić Cię, abyś pamiętał, bo zapominasz,
że Cię kocham, że jesteś ważny,
choć nikt dawno ci tego nie powiedział
…albo nigdy.

Podziwiam Cię, za Twoją obecność na tym świecie,
która nigdy, przenigdy niczego nie rościła,
która nigdy, przenigdy nie mówiła: mi się należy. 

I w tym twym życiu, tato, tak ciężkim, tak wyczerpującym…
Ty zawsze jesteś obecny, tak jak potrafisz, po swojemu , ale jesteś.
Ty zawsze się uśmiechasz…Ty zawsze…kochasz Życie.
Tak niewiele otrzymałeś…a tak bardzo chcesz żyć…podziwiam Cię, Tato.

Czasem chciałabym cię zabrać, jakoś ochronić.
Ale dzisiaj kolejny raz zrozumiałam, że nie wolno mi. 

I jedyne co mogłam zrobić, to przytulić Cię mocno,
ucałować i powiedzieć, że cię kocham.
Bo Ty wybrałeś. I życie swoje i swoją miłość.
I ja to szanuję, z miłości do Ciebie. 

Kocham ❤️

fot.Internet

Czuję ciepło rozlewające się po moim centrum,
jego postępującą ekspansję…tak łagodnie…tak delikatnie…
tak nieuchronnie…to jest i nowe i znajome zarazem…
jest zakodowane w pamięci duszy, w jej rdzeniu.
I umiem i nie umiem…i rozumiem i nie rozumiem…
ale wiem, że to jest to…to jest Miłość. 

To umysł nie pamięta…
to umysłowi jest to obce, nie duszy, która wie, zna i pamięta.
I obserwuję, jak bank pamięci przeszukuje…wszystkie foldery, wszystkie regały…
i być może nie znajduje, najczęściej nie znajduje…i pyta co to, jak, dlaczego,
czy to bezpieczne, czy aby bezpieczne? 

Dusza wie, dusza raduje się, dusza rozjaśnia się…tak,
nareszcie…jest…wydarzyło się.
Oczy jej błyszczą, dzwoneczki dzwonią, pojawia się śpiew…
jest…Miłość jest.

I to jest spełnienie.
Bo dusza wie, że do niczego nie można się przywiązać,
nie wolno zatrzymywać przepływu, czym miłość jest.
Ona jest wolna, radosna, jej nie ma potrzeby zatrzymywać…
bo musisz wiedzieć, że jej wolą, cechą, istotą…jest płynąć, ona pływa,
ona jest w ciągłym ruchu, odpływa i przypływa…
ale nigdy nie zostawia cię z pustką, to co zostawia…zanim wróci,
nie powoduje smutku ani braku…wszak wypełniła Cię czysta Miłość,
zostawia aż nadto, abyś był nakarmiony do czasu,
gdy znów zatoczy koło, aby znów cię obdarować.

Bo Miłość karmi…w otwarciu nie głodujesz.
Głodujesz w zamknięciu.

Ona tak naprawdę nie odpływa, to my się przymykamy
i pozwalamy na tyle na ile jesteśmy gotowi przyjąć.
Otworzysz się…i odkrywasz, że ona nadal jest, zawsze jest.

Nie możesz jej zatrzymać, i nie musisz…tylko dlatego,
że ona i tak przenika wszystko, ten smutek jest tylko wtedy,
gdy myślisz, że nie masz i się zamykasz…i tylko dlatego nie czujesz
…że ona zawsze jest.

Zapytasz…jak skoro…zapytasz…czy nie kłamię…

Kocham twój rdzeń…Twoją Istotę, nie wirki i ego…nie avatara,
który mówi i działa…tak jak czasem działa, bo tak się nauczył,
bo nie zawsze się odważa…bo rozumiem…też moje, bo wiem,
że jestem podobna…bo też się nauczyłam,
bo Żyćko jakie było, takie było. 

Lecz już nie pozwalam,
żeby to co jest tylko warstwą mówiło mi…
że wie…czym jest Miłość…i kiedy Ona jest.
Warstwy można zostawić lub je zdjąć…wolna wola…
a pod nimi i tak jest to…

Kim naprawdę jesteśmy.

Rezonans 

Kiedy przestałam śpiewać?

Żyćko…to co wybrałam, sprawiło powoli…powolutku…dzień po dniu…że zniknął śpiew…zniknęła…melodia mego serca…po prostu zanikła. 

Po prostu…zgodziłam się na mniej…na mniej tego…kim zawsze byłam.

Patrzyłam, jak gitara stojąca w rogu pokoju, przestawiana z miejsca na miejsce, wołająca …ale niesłyszana…kurzyła się i niszczała. Jak zaczął pękać lakier na drewnie rezonansowego pudła…

Bo zabrakło rezonansu…we mnie. Bo się poddałam, bo przestałam wierzyć…w Życie…bo z nim…nie rezonowałam, z tym co w nim najpiękniejsze…z radością i miłością.

Dziś znów zaczęłam śpiewać…już od jakiegoś czasu właściwie…gdy totalnie i z lekkością pozwalam sobie żyć moją prawdę…prawdę Serca, duszy, mojej Istoty. 

Śpiew jest coraz częstszy i zupełnie spontaniczny, pojawia się nagła fala dźwięków i dzwoni…dzwoni prawda mojej duszy, wyraża się na zewnątrz to, kim jestem. 

Tyle radości sprawił mi syn, przywożąc mi gitarę, piękną, cudną, klasyczną, czyli taką, której dźwięk jest ciepły, delikatny, subtelny. 

I powiedziałam mu, że ostatni raz kiedy śpiewałam, to było wtedy…gdy tuliłam go w ramionach i kołysząc jego małe i ufne ciałko, nuciłam mu kołysanki. 

Wtedy jeszcze…czułam się szczęśliwa.

I dziś on…znów mi podarował śpiew, jakby chciał powiedzieć…śpiewaj znowu mamo, graj melodię swojej duszy. 

Kocham ❤️

fot.Internet