Kwitną me ulubione kwiaty, kochany, piwonie i irysy.
Trochę mi smutno, bo kolejne lato,
a Ty mi ich nie przyniosłeś, nie zerwałeś z ogrodu.

Tak jak Ty pragnę…
i porzucam smutek i udrękę, pragnę włożyć letnią sukienkę…
poczuć wiatr we włosach, gdy idziemy razem za rękę…

Nie chcę widzieć tych wszystkich głodnych męskich spojrzeń,
pragnę wiedzieć, że nie odważają się zbyt długo patrzeć…
bo Ty trzymasz mnie za rękę.

Jak ten kangurek schowany w kieszonce
Tatusia Boga skaczę kwantowo.
Podtrzymywana Jego miłością, radosną i czystą,
wciąż głębiej i głębiej w miłości…poszerzam się.
I ta miłość w naszym ludzkim rozumieniu
mogłaby się czasem wydawać przeciwieństwem.
Rozpacz, smutek, wkurw, nieufność…
a wszystko jest właśnie nią w przebraniu,
jest drogą do jeszcze większej ekspansji…mojego serca.

Jak ten kangurek…
bezpieczna, całkowicie zaopiekowana w kieszonce Tatusia
…zmieniam częstotliwość.
Najpierw wystawiam tylko głowę, rozglądam się niepewnie…
ale tak…jednak jestem gdzie indziej, to już inna rzeczywistość.

Jak ten kangurek w twej ciepłej kieszonce
doświadczam Życia z tobą, przy tobie i ty we mnie Tatku.
Stare, ważne rzeczy stają się mniej ważne, inne istotne mniej istotne,
wystarcza prawdziwa zmiana perspektywy,
puzzle wskakują na swoje miejsce i nagle układanka jest cała.

Ale…ależ tak…wiem…czekają kolejne układanki,
których elementy rozsypały się pod stołem.
Czekają na to, aby je podnieść…i zobaczyć pełen obraz.
Takie fascynujące.
Po prostu Żyćko.
Żyćko z Tobą, Tatku…
to prawdziwa przygoda.

Ja…wybrałam inaczej…
mimo że mi zakazałaś.
Znalazłam w sobie siłę, aby zaprzeczyć temu
czego uczyłaś mnie…o miłości.
Poszłam…moją Drogą…
i nie zawrócę z niej.
I tak mi przykro i wczoraj i dzisiaj, ale rozumiem.
Ja wybieram codziennie od nowa, jak potrafię, na ile się poszerzę.
Tak bardzo chciałam Ci opowiedzieć,
że nie ma w życiu niczego piękniejszego ponad miłość.
Tak bardzo chciałam tego również dla Ciebie.

Do mnie przyszła późno,
ale za to jaka piękna, jaka delikatna,
jak cudownie dzwoni dzwoneczkami we mnie.
Tak bardzo chciałam móc ci opowiedzieć…
o jej dźwięku w Sercu.
Z tego powodu jest mi smutno.
To co z sobą zabiorę stąd, to właśnie ona, miłość, nic więcej.
I niczego więcej nie pragnę zabierać.
Bez niej nic nie jest wystarczająco wartościowe,
a z nią wartości nabiera wszystko.

fot.facebook


Śmierć, narodziny, miłość…
wszystko wydarza się w takim zwykłym dniu…
takim jak dzisiaj, wczoraj lub jutro.
Wydawać by się mogło, że będą przed tym jakieś fanfary,
będą biły dzwony…zanim się wydarzy.
A to przychodzi w takim zwykłym dniu.
I zadziwia mnie to i jednocześnie przynosi spokój.
Kocham, raduje się, rozpaczam, umieram…w zwykłym dniu.
Odejdę i niewielu to zauważy,
będę szczęśliwa i też niewielu to zauważy.
Życie biegnie sobie jak biegło, wychodzi słońce,
przychodzi burza, przychodzi noc, nastaje dzień.
Tak po prostu.

Fot.Internet

A dla mamy nie ma?

Nie, tato, nie ma.
Mamie jest już ciepło, tam w tym złotym świetle,
gdzie nie musisz jej już okrywać kołdrą,
gdy jest jej zimno.
Twoja Perła Świata…
I Ona już jest na powrót jasna i piękna,
usta się uśmiechają, ale przede wszystkim oczy,
te piwne, w których się zakochałeś,
gdy miała dwadzieścia lat.

Patrzę w Twoje oczy, te zielone,
w których dzisiaj widzę tak wiele szarości,
te tak zagubione i nierozumiejące,
jeszcze nie w pełni świadome, ani radosne ani smutne,
po prostu bez ruchu,
jak oczy zagubionego, małego chłopca.
Przytulasz się do poduszki jak dziecko.
Chciałabym Cię jakoś ochronić…
i chronię, jak mogę.
Niech twa głowa spocznie na tej czystej, białej poduszce,
zmieniam pościel już tylko dla ciebie.
A dla mamy była ta biała najpiękniejsza róża,
która swymi płatkami całowała dębowe posłanie.
Dzisiaj Ty potrzebujesz być otulony kołdrą,
której ciepło być może przyniesie odrobinkę ukojenia
…może…choć trochę, choć odrobinkę.