Deszcz, mamo.
A Ty tam sama.
Choć wiem, że przecież nie tu.

Tak cicho poprosiłaś…ale wiedz, że dla Ciebie byłam.
Ten nasz wspólny, piękny czas…sprzed roku.
Choć Ty nie powiedziałaś, że też kochasz.
To nic. Ja i tak wiedziałam…kochałaś jak umiałaś.
Twój uśmiech, rozjaśniona twarz,
tak, wiedziałaś, że Ci wybaczyłam.

Tak cicho odeszłaś, z nikim się nie pożegnałaś.
Będzie lawenda dla Ciebie, mamo…bo lubiłaś,
a Ty i tak masz już tam wszystko.
Raduję się z Tobą, że Ty już tak pięknie masz.
Idę w Życie, mamo, dla mnie i za Ciebie.

Nie czekałam na twoje wiersze na Facebooku,
czekałam na Ciebie, Niekochany, w tu i teraz.
Ale na próżno. W teraz i tu tylko bywałeś moja Niemiłości.
Za mało, za krótko, na chwilę,
a ja potrzebowałam Ciebie z sercem dla nas,
z sercem zranionym, niewierzącym nawet,
ale wciąż obecnym.
Bo rozkoszą jest obecność.
I wczoraj wreszcie byłeś, wreszcie poczułam, że byłeś,
gdy krzyczałeś swój ból, swoje ja, swój bunt,
swoją niewiarę i cichą wiarę, mój Niekochany.
I wczoraj przyjechałam też prawdziwa ja,
bo mimo gówna jakiego w życiu doświadczyłam,
wciąż wierzę w człowieka, wierzę w miłość moja Niemiłości.

Moja niemiłość nie ma terminu przydatności,
dlatego ja wczoraj byłam.
Dlatego wciąż byłam, gdy zapytałeś po miesiącach

„dasz nam szansę”?

dlatego…otwierałam Ci drzwi,
bo wciąż Cię nie kochałam.

Musiałam, po prostu musiałam,
bo ciało mnie poprowadziło,
bo piosenka sama wskoczyła,
nie szukałam ani jej, ani tańca.
Bóg wie lepiej,
nie jest małostkowy i w dupie ma co wypada.
Wiem, ludzie powiedzą, ta wariatka tańczy w żałobie.
I ja też mam to w dupie…jak Tatko we mnie,
który porusza mym ciałem…który Życiem we mnie jest.
I zrobiło się lepiej i mam siłę, żeby zadzwonić do taty,
nie martw się mamo, przypilnujemy, aby wziął leki na czas.

Jestem taka zmęczona.
Ale życie toczy się dalej, włosy potrzebują fryzjera,
paznokcie lakieru, sukienka żelazka.
Idę, mamo, bo Ty mnie nauczyłaś,
nie ma usprawiedliwienia dla zaniedbania,
dla folgowania sobie, dla łatwego odpuszczania.
Otaczający mnie świat potrzebuje piękna
i nic nie zawinił, że mi się wydarzyło.
I nie, nie jest łatwo, ale nie ma usprawiedliwienia.
Dziękuję mamo za styl, za klasę,
za siłę, za punktualność, za te części kobiecości,
które od Ciebie z radością przyjęłam,
a sobie dziękuję za te, które są tylko moje.
Więc układam włosy, maluję usta czerwoną szminką,
a za uchem kładę odrobinę perfum.
Idę w kolejny dzień.

fot,Internet

Kwitną me ulubione kwiaty, kochany, piwonie i irysy.
Trochę mi smutno, bo kolejne lato,
a Ty mi ich nie przyniosłeś, nie zerwałeś z ogrodu.

Tak jak Ty pragnę…
i porzucam smutek i udrękę, pragnę włożyć letnią sukienkę…
poczuć wiatr we włosach, gdy idziemy razem za rękę…

Nie chcę widzieć tych wszystkich głodnych męskich spojrzeń,
pragnę wiedzieć, że nie odważają się zbyt długo patrzeć…
bo Ty trzymasz mnie za rękę.