To wiara, że naprawdę umiem żyć…
A miłość po prostu sobie…jest
Życie, praca, rozmowy, spotkania z przyjaciółmi…
a miłość sobie jest.
I lubię tę jej obecność we mnie. Lubię czuć, że ona tam jest.
Bo przynajmniej nie czuję już tej tęsknoty za nią,
którą odczuwałam w każdym dniu przez lata.
Zrozumiałam, że nie ważne jest to czy spełniona czy nie,
ważne aby ją czuć, aby jej doświadczać.
To jest moje. Ja mam tak. Jak mają inni?…nie wiem
i w sumie nie obchodzi mnie to, bo to nie moje.
Ja chcę pozostawać wierna własnemu blue printowi,
a on jest taki właśnie.
Projektuję kuchnię…a miłość sobie jest…
Wkładam czarną sukienkę, choć wolę kolory…a miłość sobie jest…
Jem lody w mojej włoskiej lodziarni, którą otworzyli mi pod samym domem,
jakby specjalnie dla mnie…a miłość sobie jest…
Odmóżdżam się oglądając Kojaka…a miłość sobie jest…
Myślę o Tobie…czasem nawet źle…a miłość sobie jest…
Planuję budżet na kolejne dwa miesiące…a miłość sobie jest…
Pracuję, podaję słówka do powtarzania,
sześcioletni Miłoszek uśmiecha się po drugiej stronie stolika,
nagle podchodzi, przytula się do mnie i tak pozostajemy…
„lepiej powtarza mi się słówka, gdy przytulam się do Pani” – mówi…
i to jest takie naturalne…a miłość po prostu sobie we mnie jest.
I nie wiem skąd to mam, nie wiem dlaczego tak,
ale kocham czuć miłość.
Gdy nadchodzi skok kwantowy
Najpierw jest…
żałoba po tożsamości przywiązanej do bólu…
A teraz całą sobą, a teraz w pełni czuć, nie tylko rozumieć i wiedzieć,
a nawet działać i być, ale jednak nie w pełni…
ale właśnie teraz warto do końca zmienić, na sto procent,
wejść w nową tożsamość.
Choć wiem, że to sto procent i tak nie jest końcem, to sto procent na dany moment, tylko na ten skok.
Rdzeń pozostaje niezmienny, ale co jest do zmiany, to jest. Punkt i kropka.
I tak…czułam, ale i nie chciałam tego widzieć jednocześnie.
Śmierć, niespełniona miłość, zakończenia, widziałam zamykające się cykle.
Mówiłam nawet do bliskich, że wyraźnie czuję, że one się zamykają.
I zamykają się na grubo, z przytupem.
Ale wiadomo, jeżeli jakiś obszar był związany z bólem,
to i cieszysz się i boisz…nowego…jednocześnie. Nawet gdy to inne,
to nowe jest lepsze od dawniejszego.
Więc podchodziłam do tego jak do jeża (tak troszkę, tak po ludzku).
Bo my się przywiązujemy do tego co znamy, nawet do tego co boli,
nawet do tego, co rani, nie jest korzystne (choć większość zaprzeczy,
to ja wiem, że tak właśnie jest). Bo lubimy to, co znajome.
Umiemy się w tym poruszać.
Więc to co jest inne, nie boli, jest radością, harmonią, uśmiechem,
może powodować lęk przed nieznanym. Widziałam to wielokrotnie u siebie i u innych ludzi.
I też wiele lat mi zajęło, aby mieć tożsamość jaką miałam do niedawna.
A teraz kolejna zmiana. Bo najgorsze to trwać w starych schematach,
schematach zachowań, odczuwania, widzenia ludzi, świata i siebie.
To nie dla mnie. Moja dusza jest ciekawa Życia.
Nie przeciukam własnego blue printu, rozwój i miłość, tylko to jest dla mnie ważne.
Tylko że ja już też się tego nie boję, przyjęłam Siebie,
jestem ze sobą w każdej ciemności i jasności.
Po prostu pozwalam temu wyłonić się w pełni, na ile się poszerzę.
Potem obserwuję, czuję, a potem pozwalam się uzdrowić, przemienić.
Nie zawsze udaje się za pierwszym razem, bo i my tych warstw mamy wiele.
Cóż. Cierpliwie do końca dni. Najważniejsze, aby znać kierunek.
I po drodze po prostu być prawdziwym człowiekiem. I cieszyć się życiem jakie jest.
Nigdzie się nie spieszę, po prostu wiem, czego chcę.
Ufam Bogu we mnie, więc mam zgodę,
że tak jak się wydarza, takie jest właściwe.
Na dany moment.
A jeżeli bym nie widziała…to Życie i tak zrobi mi powtórkę z rozrywki, zrobi correct.
To mamy jak w banku. Jedyne co jest pewne to śmierć, podatki
i…zmiana.
Skuteczność jest miarą prawdy…
To jedno z praw huny jest tym, o którym zawsze pamiętam,
pamiętam na pierwszym miejscu.
Jeżeli coś w tym świecie zewnętrznym, MOIM świecie zewnętrznym,
który jest manifestacją mojego wnętrza, moich wyborów,
których dokonuję w środku, generalnie tego kim jestem, kim jestem naprawdę,
bo zewnętrzne zawsze, ale to zawsze pokaże mi też to, co jest fałszywe,
pokaże mi błędy w myśleniu i odczuwaniu, widzeniu świata i ludzi,
jest prawdziwe, to wiem, że ucieleśniłam to w sobie.
To jest ten weryfikator. Jeżeli wybieram moje cele i dążę do ich realizacji,
ale dążę przede wszystkim w środku, to ta skuteczność,
która się materializuje w zewnętrznym świecie, już na planie materialnym, jest miarą prawdy.
Takie proste.
Więc jeżeli czegoś nie mam albo materializuje się nie to czego pragnę,
to właśnie to prawo huny, ma tu zastosowanie.
Tylko tyle. Dobry Bóg mówi mi, Aneczko, spójrz jeszcze kochana,
zobacz gdzie masz error…i wypierdziel go. A będzie.
I zawsze jest.
Ale musisz mieć ODWAGĘ.
Musisz przestać obwiniać świat i ludzi, o to co jest twoje, co jest TOBĄ w twoim wnętrzu. Obwiniać innych, że nie wykonałeś roboty, a czekałeś, że ci się przydarzy.
Oczywiście nic nie musisz, możesz nadal zostawać w tym, czego nie chcesz i narzekać.
I w tym sensie life is brutal i jest fucking full zasadzkas.
Że to my zawsze odpowiadamy za to, co mamy w życiu.
I nie zmienisz swojego życia, póki nie weźmiesz za nie w pełni odpowiedzialności.
Ja lubię brać tę odpowiedzialność, mi ta odpowiedzialność
przynosi spokój i poczucie sprawczości.