Zjadłabym, mamo, tego twojego kurczaczka zapiekanego z majerankiem, w tej twojej starej, czterdziestoletniej brytfance. Popatrzyłabym na twoją rozjaśnioną w uśmiechu twarz, jak wtedy, gdy zostało wybaczone to, co było do wybaczenia. Jestem spokojna. Jestem w zgodzie. I to mnie raduje, że dostałyśmy tę szansę, że sobie na nią pozwoliłyśmy. Nie smucę się już, bo jakże bym mogła, gdy ty już tam w pełni doświadczasz tej miłości Boga, która i we mnie jest, a za którą i tak cały czas tęsknię. Jakże mogłabym. Ja się raduję z Tobą, moje serce rośnie za każdym razem, gdy o tym pomyślę. I wiem, że wkrótce dostaniesz kolejną szansę, by tym razem wybrać inaczej dla siebie. Wybierz inaczej, mamo. Ja gdy dostanę kolejną szansę, wybiorę jeszcze lepiej, wybiorę od razu…miłość. Wspominam…ten dzień matki, gdy miałam osiem lat. Czekałam na Ciebie w szkolnej klasie, obawiając się, że nie zdążysz. Ale zdążyłaś, i gdy stanęłaś w drzwiach, Twoje piękno wszystkim zaparło dech w piersiach. I usłyszałam i zapamiętałam słowa koleżanek: ale mama Ani jest piękna. A ja byłam dumna, a potem razem wracałyśmy za rękę. Ten jeden raz. Tylko jeden raz pamiętam. Ale był. 🌹
fot.Internet
Opublikowane w
Od wielu już lat żyję moją prawdę, każdego dnia idąc z Bogiem za rękę. I była to bardzo samotna droga. Choć tylko czasem tę samotność odczuwałam. Wyjazdy po całej Polsce, aby choć na chwilę spotkać się z tymi ludźmi, którzy rozumieli bez słów. I były to piękne chwile, bo przeżywane w pełnej autentyczności i odkryciu siebie, bez cholernych masek. Z tych ludzi z całej Polski i świata, potworzyły się przyjaźnie dusz, serc, wynikające tylko z rozpoznania tego Kim naprawdę wszyscy jesteśmy jako dusze. I to jest ich piękno.
Odkrywaliśmy przed sobą dążenia, wiarę w to, że zawsze można piękniej żyć, ale to często wymagało pokazania największych ran i traum, i nikt się tego nie obawiał, po prostu Żyćko jakie było, takie było. Nikt nie przyjeżdżał po to, aby się użalać, obwiniać czy po atencję. A dla prawdy i stawania w mocy. I nikt nigdy na cudzych barkach, a każdy na własnych nogach, na ile się poszerzył, a na zasadzie równości, po prostu w towarzystwie pięknych Dusz. I to właściwie była podstawa tych spotkań, takie niepisane, a naturalne prawo częstotliwości po prostu. Wiele radości, ale i łez. Ja lubię właśnie tak z ludźmi, w całej krasie, z dwoma biegunami. Tylko wtedy czuję, że to ma sens, jest prawdziwe.
Jestem szczęściarą, jestem uprzywilejowana, Tatko mnie uwielbia, jestem jego oczkiem w głowie, ja to wiem, bo tylu pięknych ludzi ilu ja w życiu miałam zaszczyt doświadczyć, to wielu przez całe życie nie doświadczy nawet kilku.
Ale oczywiście zaczęło się od mojej własnej decyzji.
Wdzięczność wypełnia moje serce. Jak piękny jest ten świat, skoro istnieją na nim tacy ludzie. I oni są i ja jestem. I my się wzajemnie przyciągamy, nie ma przypadków.
W codzienności miałam to w sobie, ale wymiana była tylko na tyle, na ile druga strona się poszerzyła. I ja miałam na to zgodę w sobie. Ale tak, odczuwałam też swego rodzaju samotność na ścieżce.
Tak więc żyłam sobie moją prawdę z dnia na dzień, nikomu jej nie narzucając, nie uszczęśliwiając na siłę, nie uważając, że „ja wiem lepiej”, aż tu wreszcie nadszedł dzień, gdy usłyszałam: „a żebyś ty wiedziała, jak ja ci jestem wdzięczna za rozwój”. Każdy jest sam sobie winien wdzięczność za rozwój, bo każdy sam musi dokonywać wyborów, ale w sercu zrobiło mi się ciepło na te słowa. I poczułam, że bycie sobą ma najgłębszy sens. Reszta to pierdolety. Gdy widzę, jak ludzie wokół mnie dołączają, ludzie z mojej codzienności, jak ich życia zmieniają się na lepsze w różnych obszarach, to dusza się raduje. Wystarczy żyć swoją prawdę, a ludzie są mądrzy, mają swoje radary, i kto zechce iść wspólnie, to dołącza.
Dobro wraca, wraca zwielokrotnione, ZAWSZE. Nigdy w to nie wątp. Nie musi wrócić od tych samych osób, które nim obdarzyliśmy, ale wraca…zawsze. Gdybym oczekiwała od tych samych osób, to by oznaczało, że tak naprawdę nie dawałam z serca. Takie proste.
I tak, chciałam podziękować w osobnym wpisie, ale tutaj chyba będzie jeszcze lepiej, tym wszystkim ludziom, którzy w tych ostatnich, trudnych dla mnie chwilach BYLI, po prostu byli pięknymi duszami, policjantom, prokuratorowi, służbom medycznym, wszystkim tym, którzy przecież nie musieli…a okazali tyle serca i troski. Życie JEST piękne. Tylko trzeba umieć patrzeć. Dziękuję 💗🌷
27.05.2025 I przyszła inspiracja…więc pobiegłam do notatnika zapisać to, co płynie. Otworzyłam telefon, na wyświetlaczu 22:22, uśmiechnęłam się. Zrobiłam medytację dołączoną do książki, obie przeleżały nietykane ponownie od trzech lat. Bardzo ciekawe, że tak długo się przed nią opierałam. Zrobiłam ją ponownie po tych latach. I było tam wiele o lękach przed życiem i uwalnianie ich, puszczanie, pozwalanie sobie na to, co najlepsze. A zaraz po niej przyszło pytanie: co to znaczy Boże, żyć pełnią życia? Co to znaczy…dla mnie…Tatku? Pokaż mi proszę. No i teraz będzie mi pokazywał, jak zawsze… więc jestem otwarta na przyjęcie.
Toteż wiem, że ten wpis będzie pisany na raty. Wiadomo, że jeżeli żyję w ograniczeniach, że w nie wierzę, że pozwalam im istnieć w mojej rzeczywistości, to oczywiste jest, że to jest kwestia mojego wyboru. Więc robię corect i wybieram inaczej. To zawsze jest kwestia tego że nie widzimy, że nie spojrzeliśmy w tę stronę, nie rzuciliśmy światła, aby zobaczyć cały absurd tego, w co wierzymy. A wierzymy w naprawdę głupie rzeczy na nasz własny temat i świata. Bo się…nauczyliśmy…bo jak te gąbeczki wchłonęliśmy bezrefleksyjnie, najpierw w dzieciństwie, potem w okresie socjalizacji, bo trzeba było niby odnaleźć się w stadzie. Ta socjalizacja nie ma końca, a właściwie indoktrynacja jak dla mnie, bo telewizja, social media, znajomi, sąsiedzi, etc. Trzeba naprawdę mocnego maindsetu i już trochę startych zębów na tym Życku, żeby się odkręcić…i nie dać się wkręcić ponownie.
Dziś wiem, że gdy ja sięgnęłam ponownie… Ty właśnie…odeszłaś, mamo. 🌹
Żyję, Eluniu, każdego dnia głębiej, na ile się poszerzę. Dziękuję za nasz wspólny czas i za nasze Serca.
Opublikowane w
Żeby stłumić, żeby nie pozwolić temu wyjść i zaistnieć tak po królewsku: oto jestem, oto ja, oto emocja, uczucie, któremu nie pozwalam się pokazać. Tylko po to używamy. Bo nigdy nie chodziło o tę używkę. Ona była po to, żeby nie zobaczyć. Bo boimy się zobaczyć, widzieć, patrzeć…prosto w twarz. Kim jestem? Kim jestem bez tego. I niby w sobie już wiedziałam, po co to robię, już lata temu, ale w głowie, czyli nie było ucieleśnienia. Bo nadal bałam się patrzeć w tamta stronę. A zawsze chodziło o decyzję. Nie rozumiałam powrotów. Bo potrafiłam zrezygnować z niej z dnia na dzień, i choć nikt nie wierzył, że tak właśnie jest, że rezygnowałam z niej i czułam się radosna, szczęśliwa i widziałam wszystkie plusy tego i żyłam sobie bez niej i rok i trzy lata, w ogóle nie tęskniąc, bez zespołu odstawiennego, którego tak wszyscy się boją i kiedyś ja się bałam, bo wierzyłam, że taki istnieje. Jednak moim doświadczeniem było nie raz, że to nieprawda. Powroty były wtedy, gdy kolejna warstwa emocji, bo przecież nie wszystkie od razu się pokazują i nie we wszystkich dziedzinach życia, dobry Bóg i dusza dbają, aby udało się udźwignąć, próbowały wyjść do uwolnienia. Moim problemem jak i wielu uzależnionych było… dlaczego powracam? Bo na trzeźwo i przytomnie nie byłam w stanie przeżywać tego, co witało do mojego życia. Nie potrafiłam do końca przeżywać emocji i uczuć, które się pojawiały we mnie, w moim życiu. I wtedy właśnie był nawrót. Bo było zbyt wiele, za bardzo inaczej. I zauważałam już, że on się pojawiał, niezależnie od tego, czy działo się DOBRE, czy ZŁE. Tym razem poprosiłam inaczej: Jam jest doskonałym zrozumieniem i oświeceniem tej rzeczy, którą chcę zrozumieć. I się dzieje, jak pięknie się pokazuje, jak odpadają filtry.
Żeby zrezygnować raz i na zawsze, muszę zobaczyć, co przykrywam, od czego w sobie się odcinam. Zrobiłam to w świadomości, dostępnej dla mnie na dany moment, na dany etap mojego życia. Wiedząc jak długo (około 30 minut) substancja pozostaje aktywna w moim ciele, świadomie wybierałam dłuższe niż to okresy trzeźwości. I obserwowałam, co się pokazuje, a co się tłumi, gdy zażyję kolejną dawkę substancji otumaniającej, odcinającej od poszerzonej świadomości. Pojawiały się emocje, łzy, uczucia napływające NAGLE, falami, jakby chciały skorzystać z tego okienka, momentu bez trucizny, ale tak naprawdę momentu pełnej świadomości i wolności.
Nigdy nie chodziło i nigdy nie chodzi o moc używki, a o moc mojego WYBORU, aby czegoś NIE POCZUĆ. To co robi z nami używka fizycznie jest wtórne i wcale nie jest obojętne, to na pewno nie, tworzy się po prostu kolejna trudność do pokonania, ta która schodzi już na ciało materialne. Ale przyczyna jest w ciałach subtelnych, w uczuciach, w emocjach. I to tam trzeba patrzeć. Teraz eksploruję. Wszystko się pokazuje. Jak zawsze…kiedy pozwolę.
fot.Internet
Opublikowane w
Wsiadam do taksówki…na zegarze 11:11…piosenka w radiu odbija echo mojego wnętrza…co mówisz, Tatku?