Nowa rzeczywistość…

Prawdziwe Ego/moja prawdziwa Istota/Esencja mojej Duszy… 

Ona jest radosna, prze do przodu, po więcej, po piękniej,  to ona wie, że szlifowanie diamentów musi być, że tu na Ziemi nie da się leżeć tylko na landrynkowej chmurce, nie po to tu przyszłam. To ona również  woła:

Życie! miłość! trawa! ptaki! ocean! placek po węgiersku! szminka Chanel! wypad alfką w Polskę!..etc. 

Niezależnie od tego czy niesie mnie właśnie energia triggera, rozpierdziela stara trauma, czy właśnie w swoim życiu weszłam w demoniczny serial koreański….to ta prawdziwa Esencja mojej duszy, mój blueprint…zawsze jest.

Natomiast…jest przykryta fałszywym ego…czyli warstwami, które są do zdjęcia. 

Abym zdjęła, musi boleć albo inaczej…boli, gdy zdejmuję.

To cierpienie jest tak ważne, choć chcę go uniknąć, bo właśnie wtedy szlifuję te najpiękniejsze diamenty, te których nic nie jest w stanie zniszczyć.
Więc jak już dostałam od życia z plaskacza, to niech to cierpienie nie będzie na nic.
Przecież dostałam, bo był we mnie jakiś error do usunięcia. 

Jeżeli chodzi o duszę, to tak się czasem zastanawiam, czy jako dusza odkrywam to, co jest pod warstwą, czy jednak cały czas dodaję nowe, aby kiedyś tam Tatkowi pokazać, że już nie musi wysyłać mnie do tej szkoły z internatem, pokazać nowe sprawności, jakie zdobyłam.
Kiedyś tam w harcerstwie się zdobywało, jakie to były piękne czasy i miałam nawet swój zastęp 😉. Ja już chyba zostanę tą harcerką, w końcu przysięgę składało się na całe życie. 

A przy ognisku, do dźwięków gitary śpiewaliśmy piosenkę Mirka „Wołanie przez ciszę”, choć jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to on i jak dla mnie jest to jego najsłabszy utwór i nie czuję w nim jego esencji, tak jak w innych utworach.

Myślę, czy generalnie ludzie chcą być szczęśliwi. Myślę o Mirku, bo tak mi wskoczył, gdy na chwilę wpadłam na pejsa. 

A czy ja chcę być?
Tak sobie jestem z tym pytaniem we mnie. Bo przecież też jestem w schemacie, choć myślałam, że akurat z tym schematem to już się uporałam.
Z drugiej strony, gdy wydarza się ważna, gruba zmiana, to Wszechświat zanim poprzestawia kwanty dla mnie, to jeszcze jakby „testuje”, wybijają resztki starego stylu życia. Jakby Życie pytało: 

Are you sure, An? Serio? Ale tak naprawdę? Bo wiesz ja z tymi kwantami to będę miał trochę roboty. Pokaż mi…że na pewno, a zakasam dla Ciebie rękawy…i yalla do przodu.

Moim zadaniem jest pokazać całą sobą…że tak, na pewno. 

I wtedy dzieje się po prostu

…klik ❤️

Tyle razy już to widziałam.
Ale takiego grubego kalibru, to jeszcze nie miałam. Ostatni to były finanse. 

Gdy wskakuję na tzw. nową oś czasu, to jest to od razu widoczne w 3D. 

Dosłownie i naocznie zaczynam widzieć i spotykać w tych samych miejscach np. zupełnie innych ludzi, a ci dawni jakby znikają. Chodzę tak po mojej rzeczywistości i ze zdumieniem  i zachwytem stwierdzam: 

tych ludzi wcześniej tu nie było, ale ich na pewno tu wcześniej nie było! Inni, inaczej ubrani, inaczej się zachowujący, inaczej przejawiający się wobec mnie….i dosłownie wyłaniają się jak grzyby po deszczu.

Ale prawda jest taka, że oni zawsze byli…tylko ja nie byłam z nimi na tej samej częstotliwości. 

Dlatego wcześniej nie mogłam ich spotkać, a oni mnie. 

Fascynujące.

fot.Internet

Dla Ciebie…kochany

Tatku, pokaż mi…co masz dla mnie w Candy shopie. 

Czy kocham, czy cierpię, czy dupa, czy happy happy, czy mnie Życie wygina, głaszcze, przetarga, czy utuli.

Stań na przeciwko siebie

I zapytaj się…czemu moja dusza właśnie tę osobę wybrała? Co we mnie…chce?

Ja zapytałam…

Czemu, choć rozum temu przeczy, choć mogę żyć bez niego, to…

Czy to miłość…czy ego?

Czy to miłość…czy desperacja?

Czy jest o co kruszyć kopię?

Ja nie kruszę, za to codziennie spotykam się ze sobą.
Ja po prostu Jestem.
Ja po prostu…kocham.

Niczego nie odwołam, nie okłamię siebie, ani Ciebie. I nie będę się już powtarzać, ani przekonywać.

Ta miłość po prostu jest.

Nie było jej dane?
To nie musi być spełniona. 

Kocham.

I pozwalam jej być. Moje serce wie. 

Twoje…kochany…może przecież mieć swoją prawdę.

Ja jestem jeszcze szczęśliwsza, niż byłam całe życie moje…

pokochałam…sercem…nie ego i tyłkiem…czego nigdy wcześniej nie było. Nie mogło być…bo mnie nie było…u siebie.

Teraz…Jestem. 

Słyszę to, co chcę usłyszeć albo co jestem w stanie przyjąć. Dobrze wiesz, że tak to właśnie jest.

Kochasz…czy karmisz ego?
Ja wybieram kochać. 

fot.Internet

Kocham ❤️

Gdy tak idę…moją drogą 

Kolejny dzień mojego Życia…

Wyszłam dzisiaj z pracy, wprost na skąpaną w słońcu łąkę, która rozpościera się obok mojego gabinetu.

Czułam, że jest mi tak dobrze….bo pracowałam, to co lubię…. z kim lubię i ile lubię.

I to mi nie spadło z nieba, o nie, ale wiedziałam czego chcę, dlatego jest.

Szłam sobie tak bez pośpiechu, będąc tylko w tu i teraz…a moje plany, marzenia…są…ale tu i teraz jest ważne i lubię w nim być, żyć je. 

Idąc tak i patrząc na świat…nagle poczułam się jakoś inaczej…jakby unosiła mnie jakaś fala, obejmowała, niosła. Przy tym czułam ogromne otwarcie serca, jakby poszerzało się, aby przyjąć więcej, więcej tego co mnie tak przygarniało, przenikało…

Pomyślałam o moim Życiu, takim jakie było dawniej. 

I o tym jaką ja byłam dawniej.

Zapewne przyszło to nie bez przyczyny.

Bo poczułam, że tak kocham to…kim jestem dzisiaj. Jak to dobrze, że jestem sobą…i już zawsze sobą, i jaka to ulga i radość…nie musieć inaczej…nie musieć udawać. 

Już niczego.

Tak przytuliłam tę moją kolejną, nową tożsamość i poczułam…lubię Cię, cenię Cię…choć na sto procent jeszcze kilka miesięcy temu nie potrafiłabym tak do końca i szczerze.

Na myśl przyszedł mi też czas sprzed dekady, byłam wtedy na warsztatach, gdzie wciąż szukałam siebie, jak to ja, wciąż z tą cebulą w głowie, po lepiej i więcej jakości we mnie.

I mężczyzna, którego tam spotkałam…tak na chwilkę…choć nie ma przypadków. Chodziło o to, co ja wtedy poczułam, a właśnie dziś on mi się przypomniał. Z dobre 15 lat starszy, ubrany na czarno, siwiejący. Siedliśmy raz na przeciwko siebie do kawy, on bez cukru, ja z cukrem. Zwykła rozmowa o niczym ważnym. 

A on na samym wstępie powiedział: 

ty się tak onieśmielasz…a to jest takie urocze. A ja poczułam, że mogę być sobą. Siedzielismy tak sobie i czułam, że to jest takie normalne. To co zapamiętałam najbardziej, to spokój, jaki z niego emanował. Uświadomiłam sobie, że jeszcze tego u mężczyzny do wtedy nie widziałam i później też nie. Jakby całym sobą mówił:

możesz mi zaufać. 

I tak. Dzisiaj dopiero mogę zaufać mężczyźnie. Bo ufam sobie. On był takim fleszem, który błysnął i zniknął, był zapowiedzią.

I poczułam tam na tej łące również…że On wtedy miał w sobie ucieleśnione to, co ja mam dopiero teraz, dziesięć lat później.

Tak sobie spacerowałam patrząc na świat, weszłam na przyuliczny chodnik, sznurek samochodów w korku, a z jednego z nich poprzez uchylone okno, na cały regulator …piosenka. Nie wiem jeszcze, co znaczy, to stary kawałek, potem sprawdzę. Na pewno jednak związana jest z tym, co poczułam na łące. Już od jakiegoś czasu czuję, nadchodzącą falę zmian…i to nie byle jakich…a takich po całości, po bandzie. Oczywiście…na lepsze.

Powiedziałam wczoraj do siebie, że dzisiaj będzie piękny, radosny dzień.
I oczywiście…Jest.

Miłość uzdrawia…miłość otwiera…poszerza.