I tak sobie jestem.

I tak sobie pytam:

Tatko, mój ty najpiękniejszy, najukochańszy, najsłodszy…jak to jest, jak mam to żyć, to moje Życie?

Gdy widzę i wiem i rozumiem i jestem, taką jaką mnie masz Stwórco, jaką mnie żłobisz od lat i codziennie.

I Tatku, i przez Ciebie cholera nie umiem inaczej. A tak samotna jestem, w tym co czuję umiem i wiem…i żyję.

I tak już nie chcę, nie mogę i nie potrafię…jak dawniej. 

I już sama nie wiem…czy mam się wkarwić na Ciebie…czy nie.

Za tą samotność…wśród tylu Dusz. 

A tak wierzyłam…i zapewne znów uwierzę…że są inne, podobne do mnie, z którymi mogę iść…i pójdę.

fot.Internet

Gdy ufam miłości we mnie…

I tak sobie jestem…

I Wszechświat zawsze ma plan…

I jak mówi Filip Cembala „poniechujaj pytań, a odpowiedzi przyjdą”…

I one przychodzą…w zwykłym dniu, gdy zmęczona wielogodzinną pracą padam na łóżko. One po prostu są…gdy sobie pozwalam je przyjąć…

po prostu w zwykłej obecności, w tu i teraz.

I pojawiła się myśl…dlaczego zaufanie? Czemu mi to ciągle pokazujesz Życie?
Czego nie widzę?

Już przeczuwałam…jaka jest odpowiedź.

I znów niby banał, to jednak najciemniej pod latarnią.

Bo nie do końca ufasz samej sobie…swojemu sercu…prawdzie Twojej duszy. 

Czasem jeszcze zupełnie niepotrzebnie szukałam na zewnątrz, słuchałam czyjejś prawdy…czyjaś czasem jeszcze…wydawała mi się mocniejsza, może bardziej doświadczona. 

Dziś…już tego nie wybieram,

dziś…cudze nie jest lepsze….
dziś…cudze nie jest już moje.

Ja wiem…że współzależność…to nie miłość.

Kocham…gdy jestem suwerenna. Kocham…gdy nie biorę odpowiedzialności za czyny drugiego człowieka…natomiast mogę je zrozumieć…i nie oceniać.

A tak łatwo się zlać…

I tak często to niby świadczy o miłości.

Kocham…gdy nie udaję, gdy nie jestem sprytna. Gdy we własnej wolności robię przestrzeń na drugą, cudowną osobę, która doda do mojego życia, a ja dodam do jej. 

I gdy w tym wszystkim czuję się nadal wolna i…lekka. 

Gdy wybieram i mogę ekspandować we wszystkim czego dziś albo jutro zapragnę.

Tak łatwo…miłością nazywać wspólne ścieranie się, ranienie, niezdecydowanie, udawanie, te wszystkie matrixowe hocki-klocki, czyli wszystko to, gdzie braknie uśmiechu, ciepła, radości, zwykłości.

Moja miłość jest prosta, tak znaczy tak, nie znaczy nie.

I czy mam potwierdzić, czy zaprzeczyć, zawsze będzie to zgodne z prawdą.

I nie każdy potrafi prawdę przyjąć. Mnie czasem długo zajmuje i czasem muszę najpierw się cholernie zmęczyć.

No bo jak to tak po prostu?

Jak się tak narobię, to tak, to wtedy to ma wartość?

Może…

…a może to tylko…program.

Niedziela…

Dzień…a ja zaciągam gęste zasłony…w pokoju zapalam ulubioną lampę…stópki grzeje pluszowy termofor z kotkiem…

Wszechświat…zawsze ma plan…więc ja…nie muszę

A ja mogę zamknąć oczy…czuć oddech i serce…

Jestem…po prostu sobą 

Wchodzę w koherencję, serce i umysł…podają sobie zgodnie dłonie…wszystko płynie…wszystko jest.

Tak dobrze mi ze mną…tak dobrze mi z tym, co mam w sercu…tak dobrze mi z książką, którą za chwilę otworzę…a gdy oczy będą chciały odpocząć po prostu zasnę.

Czasem…gdy jest dzień…lubię sobie tak udawać, że jest noc.

fot.Internet

Zimą…jak to zimą, wieje chłodem

Piękna ta zima, taka bura, szara, byle jaka…

A tyle w niej radości…i już dwa razy płakałam ze szczęścia. I oczy moje takie pełne Życia i pełne miłości.

I tak rozkosznie trzepie mnie w ten zimowy czas…i tyle triggerów, a za nimi tyle wolności i radości serca.

Serce pływa…jak ryba w wodzie, wskakuje raz po raz na kolejną falę starych traum do uwolnienia, które szczekają na mnie szczerząc kły. Szczerzą strasząc…abym się nie odważyła…spróbować żyć, zaufać jeszcze raz.

A za nimi…Życie, radość i jeszcze więcej miłości.

I mi nic to, bo wiem, co jest ważniejsze, cenniejsze i jedyne co się liczy…tylko to, co mam w sercu.
I niech będą sobie wszyscy mądrzy ze swoimi rozumami, a ja ze swoją miłością niech sobie będę głupia.

Być tak głupia…to dla mnie…zaszczyt.

Coś czuję, że ze mnie największy głupek na świecie…oł jeee.

Sunshine through my window
That’s what you are
My shining star

fot.Internet