Moje Serce…to nie casino

Duszo ma wybrana…zagrałaś va banque.
Dziękuję Ci…że się pojawiłaś w Życiu moim.
Tak wiele Ci zawdzięczam

…wierz mi

Zawsze chciałam, abyś…się uśmiechała.

Tylko wiesz…Duszo Kochana…
ja również lubię się uśmiechać…
i potrzebuję mieć miejsce,
pewne i prawdziwe, takie jakie ja zrobiłam
w sercu i życiu moim dla Ciebie.

Jestem Ci tak bardzo wdzięczna…bo musisz uwierzyć,
że to gdzie jestem dzisiaj w Sercu moim,
miłości mojej, w duszy mojej,
jest również dzięki Tobie.
A jest to dla mnie nie do przecenienia.

Życie biegnie dalej…
I nie ma wspólnej drogi.
I winnych nie ma też. 
Wzięłam, co dostałam.

I dzisiaj rano czekałam,
aż woda przestanie wrzeć,
zanim zalałam kawę. 

Już inaczej ją parzę. 

Smacznej kawy
i pięknego dnia.
❤️

fot.facebook

…Jesteś…bo jesteś ze mnie, z tego kim ja jestem,
jaka jestem i czym jestem. 

Bo najpierw jesteś we mnie i ze mnie.
Bo ja wiem…jak to się dzieje, że Ty już jesteś. 
Bo nie wydarzy się nic…czym wewnątrz siebie prawdziwie nie jestem. 
Bo nie wydarzy się nic…czego nie noszę w sercu.
Bo nie wydarzają się nigdy…pobożne życzenia.

Ty również wiesz…bo w sobie masz już mnie.
Choć jeszcze nie wiesz…jak mam na imię i że mam rude włosy i zielone oczy…

Bo nic nie musimy robić, bo wystarczy zdecydować czego i jak pragniemy
…i trwanie przy tym…w każdej sekundzie naszego życia. 
Bo zawsze w życiu mamy to 

kim jesteśmy.

Jesteś…gdy kroję chleb, śmieję się w głos.
Jesteś…gdy tańczę do włoskiej piosenki, a nawet gdy mi smutno,
bo zobaczyłam prawdę. 
Jesteś…gdy patrzę na świat z miłością.

Jesteś…gdy raduję się istnieniem, czuciem,
doświadczaniem Życia po obu jego biegunach,
w blasku i cieniu jego i samej siebie.

Jesteś, bo wszystko już z Siebie stworzyłam,
i niczego mi już nie brakuje…zostałeś już tylko Ty.
I jesteś…i choć w tych wszystkich pięknych szczegółach,
które będę odkrywać, inny, to w swym rdzeniu taki jak ja,
i wszystko dla Ciebie płynie, bo płynie to czym w swej Istocie żyjesz, stwarzasz.
I od zawsze niesiesz w sobie obraz miłości, takiej, jak niosę…i ja.

I ja już Jestem. Jednak…teraz…mam inny czas.
Nigdzie się nie spieszę…bo to przecież prawda
…że wszystko wydarza się lepiej…niż to mogę sobie wyobrazić.

fot.facebook

Dziękuję 

Dziękuję…bo doświadczyłam Siebie
przy Tobie… jak nigdy jeszcze dotąd… 

Dziękuję…bo dzisiaj wiem…
bo doświadczyłam, że potrafię i mogę
być…mięciutka, czuła, otwarta
i rozkoszna…przy ukochanym…
że potrafię kochać…prawdziwie,
całkowicie otwarta…na cuda Życia,
na radość, przepływ, miłość…
z ukochanym…

Że mogę zaufać, gdy ufam samej sobie…

Że to wszystko potrafię…że tym po prostu jestem…

To takie ważne, cenne i autentyczne…żywe,
tak cudownie żywe i dzwoni dzwoneczkami…

Dziękuję…bo świadomość tego jest dla mnie tak ważna…zawsze była.
Dziękuję…bo wiem…nie myślę…wiem, bo doświadczyłam
…że potrafię…że tym naprawdę jestem.

Dziękuję…bo dziś czuję i wiem…
że już nigdy w Siebie nie zwątpię. 

Potrafię…kochać…tak jak zawsze miłość widziałam.
Obdarzać nawet…wbrew i pomimo.

Nieprzerwanie być tym i trwać…
i po prostu kochać.

fot.Internet

🌙✨

dziękuję…wiem i wierzę w to całą sobą, Ty już tam gdzieś…jesteś. I ja jestem.

Te wszystkie dary Ziemi

Widzę to tak, że najpierw w moim Życiu
dobierałam się z programów,
czyli na tzw. nieświadomce.
I nie mam na myśli tylko związków miłości,
również przyjaciół, klientów, etc. 

Najpierw przywali z grubej rury,
aby było bardziej widoczne.
I tu to już kto tam w co wierzy,
czy z karmy, czy z dzieciństwa,
następuje doładowanie wzorców,
tych ciężkich,
poczutych aż do szpiku kości,
abym o nich pamiętała, gdy pójdę dalej
…w Życie.
A będę pamiętać, bo pali jak cholera,
gdy tylko zostanie obudzone
z drzemki. 

Te wzorce będą potem, po latach szczekać we mnie,
gdy zewnętrzne (ale tak naprawdę wewnętrzne)
okoliczności zmuszą mnie, abym na nie spojrzała,
ale już świadomie.
Może tak to jest skonstruowane,
żeby doładować w dzieciństwie,
gdy chłoniemy jak gąbka, bezrefleksyjnie.
Abym potem wybrała…kim z tym jestem, czy to prawda,
czy to naprawdę moje albo…czy dalej to wybieram?
A może jednak mogę wybrać inaczej? 

Czuję, że zawsze chodziło tylko
o doświadczanie obu biegunów.

Mogę to zignorować, udać,
że tego we mnie nie ma, że to nie ja,
to inni, to okoliczności takie złośliwe. 

Jednak…to zawsze byłam ja, 

i dobrałam się z innymi podobnymi
do mnie pod względem wzorców
albo lekcji do wzięcia.
To wszystko się tak ładnie układa, pracuje jak koła zębate.
Gładko, idealnie, jak z płatka się wydarza.
Aby wziąć lekcje, aby rzucić światło
na to, co we mnie, co noszę
…a przecież mam uwolnić. 

Tylko po to. Aby uwolnić.

Tym dłużej trwa i tym boleśniejsze lekcje,
im większy opór temu stawiam.

To może trwać tak przez całe życie.
Nawet tylko jeden temat, powtarzać się od nowa i od nowa. 

Gdy stawię temu czoło, to mogę iść dalej.
Czy to z tymi samymi ludźmi, bądź nie. To już zależy.

Mój były mąż powiedział, że gdy ktoś go pyta o życie,
to on zawsze mówi, że tylko jedna rzecz mu się nie udała…małżeństwo.

Ja natomiast powiedziałam mu wprost,
że nie, że właśnie się udało.
Dlaczego miałabym widzieć to inaczej?
Ono przecież doskonale spełniło swoje zadanie.
Jest syn, a my wzięliśmy swoje wszystkie przewidziane lekcje,
te dobre i naprawdę kiepskie, doświadczyliśmy hollywoodzkiego myślenia,
potem jego rozpadu, braku zrozumienia, widzenia siebie,
bezkrytycznego przywiązania, gdy wszystko przestało działać.

Kto ile z tego wziął, to już indywidualna sprawa.
Wziął tyle, na ile potrafił.
Nie ma lepiej, czy gorzej. 

Ja dokonałam wyboru świadomie, nie na orangutanka,
w złości i pretensjach. Wiedziałam, że wspólna droga dobiegła końca.
Rozjechały się potrzeby, jakości, cele. 

I to też jest w porządku.

I możemy się nadal przyjaźnić.

Bo to co najważniejsze, to to, że kto powiedział,
że związki muszą być na całe życie, na żyli długo i szczęśliwie.

Myślę, że tak to jest. To są takie etykiety tylko.
Idziemy z innymi dłużej lub krócej, bo zawsze to było potrzebne,
ważne z jakiegoś powodu. Zawsze.

Nigdy nie wiem, czy będzie z tego wielkie love,
(ale ważne, że nie hollywoodzkie!), bo to nie istnieje, jak dla mnie.
Ale zawsze jest ten potencjał, byle autentycznie i szczerze…
to już wygrałam. 

I to jest piękne. 

Gdybym wiedziała, jak się skończy,
to czy bym w to weszła i wzięła swoją lekcję? 

Nie sądzę.

Teraz co najważniejsze dla mnie,
jeżeli wyciągnęłam lekcję, to jaką? Taką, która pociągnie mnie w dół?
Czy wprost przeciwnie?

Może tylko czasem idziemy wspólnie przez chwilę, bardziej lub mniej. 

To i tak wezmę z tego to,
co najpiękniejsze, autentyczne, podziękuję
i ucałuję w swoim wnętrzu na drogę.
I docenię…
niezależnie od tego czy mnie wyginało,
czy przez chwilę leżałam na dziewiątej chmurce.

Jednak w pewnym momencie,
gdy już co się miało oczyścić, to się oczyściło,
to mogę już odcinać kupony w obszarze, który wzięłam pod lupę.
Wzięłam, bo byłam zmuszona, inaczej bym się nie ruszyła, kto by chciał. 

Ale, co najważniejsze…gdy diament oszlifowany,
mogę cieszyć nim oko
i radować się i doceniać jego piękno. 

I to się naprawdę wydarza.

Doświadczam tego.

Potem z pewnością będę musiała wziąć się za inne diamenty,
może rubiny, może topazy…ale już wiem jak je szlifować.

Ostatecznie to zawsze ja muszę wiedzieć czego chcę,
dokąd zmierzam i…co najważniejsze…
czego chcę doświadczyć. (…)

fot.facebook