Chwile…to nie wspólna droga

Jestem…jestem dla Siebie.

Rozgaszczam się w niewygodzie słów, niewygodzie uczuć…które były piękne…

Żałuję…że nie mogę ich zatrzymać…zatrzymać takimi…jakimi były…wtedy.

Okazały się…momentami…choć były stworzone i nasączone prawdziwą miłością…prawdziwą obecnością

prawdą…mojego Serca.

Dziękuję Sobie i dziękuję Tobie, dziękuję mojemu Sercu…za tę prawdę, autentyczność i odwagę…

w wyrażaniu siebie…pomimo przeszłości, pomimo tej trudnej wspinaczki pod górę, pomimo zawodów i rozczarowań. 

Dziękuję, że moje Serce…spróbowało, dało jeszcze ten jeden kredyt zaufania, jeszcze ten raz uwierzyło w drugiego człowieka.

Uwierzyło…bo tak zdecydowało, doskonale wiedząc jakie jest ryzyko. 

Imperium serduszkowe…kontratakuje 

I tak sobie jestem.

I tak sobie wzrastam.

I są takie chwile, gdy Tatko ma wolną rękę…i hulaj dusza…daje czadu, a ja równo trzymam krok.

Ale są i takie, kiedy Tatko wie, że przesadził. 

Myśli…łoooj Anusia się na mnie wkarwiła, zapomniałem, że jest tylko człowiekiem, tylko kobietą…i chciałem za szybko ją podnieść wyżej.

I wtedy tak sobie się przyczaja…tak udaje, że to nie On, że w sumie to On tylko pociągnął 😛.

Co ja mam z Tobą robić, Tatku, gdy Cię kocham i gdy tak wkarwiasz mnie zarazem. Ja wiem…wszystko to dla mnie, dla mnie się wydarza. 

Ale…na ten moment proszę Ciebie…wsadź sobie te swoje serduszka tam, gdzie słońce nie dochodzi.

Daj mi chwilę. Pozwól mi być, wkurzoną, rozczarowaną, mieć w dupie. A jak nie pozwalasz…to ja i tak…sama sobie wezmę. 

Dzisiaj…nie gadam z Tobą…

Dzisiaj…mam Cię w nosie.

Ale ja wiem…i Ty wiesz, Tatku, bo znamy się jak łyse konie…

Że jutro, pojutrze, za tydzień lub miesiąc…wezmę po prostu oddech i otworzę klatkę piersiową…a tam Serce…nie zamknięte…po prostu na chwilę…tylko i wyłącznie…dla mnie samej schowane.

I wiem, że tylko na to czekasz, tam gdzieś schowany za rogiem, wyglądasz…czy to już? Czy już możesz zasypać mnie swoją miłością…i tak…i jesteś i ja jestem i wszędzie…serduszka…prawdziwa inwazja…❤️

A ja…znów się do nich uśmiechnę…i powiem…no tak…oczywiście…wiem Tatku…jesteś…

I ja jestem. Twoja córcia. 

Kocham ❤️

I tak sobie jestem.

I tak sobie pytam:

Tatko, mój ty najpiękniejszy, najukochańszy, najsłodszy…jak to jest, jak mam to żyć, to moje Życie?

Gdy widzę i wiem i rozumiem i jestem, taką jaką mnie masz Stwórco, jaką mnie żłobisz od lat i codziennie.

I Tatku, i przez Ciebie cholera nie umiem inaczej. A tak samotna jestem, w tym co czuję umiem i wiem…i żyję.

I tak już nie chcę, nie mogę i nie potrafię…jak dawniej. 

I już sama nie wiem…czy mam się wkarwić na Ciebie…czy nie.

Za tą samotność…wśród tylu Dusz. 

A tak wierzyłam…i zapewne znów uwierzę…że są inne, podobne do mnie, z którymi mogę iść…i pójdę.

fot.Internet

Gdy ufam miłości we mnie…

I tak sobie jestem…

I Wszechświat zawsze ma plan…

I jak mówi Filip Cembala „poniechujaj pytań, a odpowiedzi przyjdą”…

I one przychodzą…w zwykłym dniu, gdy zmęczona wielogodzinną pracą padam na łóżko. One po prostu są…gdy sobie pozwalam je przyjąć…

po prostu w zwykłej obecności, w tu i teraz.

I pojawiła się myśl…dlaczego zaufanie? Czemu mi to ciągle pokazujesz Życie?
Czego nie widzę?

Już przeczuwałam…jaka jest odpowiedź.

I znów niby banał, to jednak najciemniej pod latarnią.

Bo nie do końca ufasz samej sobie…swojemu sercu…prawdzie Twojej duszy. 

Czasem jeszcze zupełnie niepotrzebnie szukałam na zewnątrz, słuchałam czyjejś prawdy…czyjaś czasem jeszcze…wydawała mi się mocniejsza, może bardziej doświadczona. 

Dziś…już tego nie wybieram,

dziś…cudze nie jest lepsze….
dziś…cudze nie jest już moje.

Ja wiem…że współzależność…to nie miłość.

Kocham…gdy jestem suwerenna. Kocham…gdy nie biorę odpowiedzialności za czyny drugiego człowieka…natomiast mogę je zrozumieć…i nie oceniać.

A tak łatwo się zlać…

I tak często to niby świadczy o miłości.

Kocham…gdy nie udaję, gdy nie jestem sprytna. Gdy we własnej wolności robię przestrzeń na drugą, cudowną osobę, która doda do mojego życia, a ja dodam do jej. 

I gdy w tym wszystkim czuję się nadal wolna i…lekka. 

Gdy wybieram i mogę ekspandować we wszystkim czego dziś albo jutro zapragnę.

Tak łatwo…miłością nazywać wspólne ścieranie się, ranienie, niezdecydowanie, udawanie, te wszystkie matrixowe hocki-klocki, czyli wszystko to, gdzie braknie uśmiechu, ciepła, radości, zwykłości.

Moja miłość jest prosta, tak znaczy tak, nie znaczy nie.

I czy mam potwierdzić, czy zaprzeczyć, zawsze będzie to zgodne z prawdą.

I nie każdy potrafi prawdę przyjąć. Mnie czasem długo zajmuje i czasem muszę najpierw się cholernie zmęczyć.

No bo jak to tak po prostu?

Jak się tak narobię, to tak, to wtedy to ma wartość?

Może…

…a może to tylko…program.

Niedziela…

Dzień…a ja zaciągam gęste zasłony…w pokoju zapalam ulubioną lampę…stópki grzeje pluszowy termofor z kotkiem…

Wszechświat…zawsze ma plan…więc ja…nie muszę

A ja mogę zamknąć oczy…czuć oddech i serce…

Jestem…po prostu sobą 

Wchodzę w koherencję, serce i umysł…podają sobie zgodnie dłonie…wszystko płynie…wszystko jest.

Tak dobrze mi ze mną…tak dobrze mi z tym, co mam w sercu…tak dobrze mi z książką, którą za chwilę otworzę…a gdy oczy będą chciały odpocząć po prostu zasnę.

Czasem…gdy jest dzień…lubię sobie tak udawać, że jest noc.

fot.Internet