Iść, ciągle iść…w stronę słońca☀️

Jestem za sobą…tak stęskniona.

Lubię tak…położyć się wygodnie na poduszce…i poczuć Siebie.

Po prostu…czuć oddech, położyć rękę na sercu, patrzeć na ptaki kołujące na niebie…zamknąć oczy…

i czuć…życie we mnie i wokół mnie…

Słyszeć szum wiatru wśród liści, wkurzać się, że tak figluje            
z moimi włosami i sukienką…

albo wyjść na spacer przed siebie…zostawić wszystko i wszystkich… iść gdzie nogi i dusza niosą albo Julka wiezie…

Czuć świeżość powietrza             
o poranku, zapach zmęczonej całodniowym upałem ziemi    
albo jej westchnienie pełne ulgi po długo wyczekiwanym deszczu…

Po prostu…czuć wdzięczność, że żyję, mogę doświadczać, śmiać się i płakać, bawić i nudzić, rozmawiać i milczeć, kłócić się i godzić, tańczyć Życie, a czasem stać w kącie, szukać, a czasem być znaleziona…

Po prostu wdychać Życie do piersi…

i wiedzieć, że takie jakie jest…jest właściwe.

Dary Otwartości

Aby wpuścić nowe…

Najpierw moim zadaniem jest…otworzyć się…

I wypuścić stare.

Wydaje się to tak trudne, budzi taki strach, bo już było tak ładnie przyklepane, udeptane…już nie podnosiło głowy, nie paliło w klatce jak rozżarzone żelazo…że wręcz mogłabym uwierzyć, że tak naprawdę to właściwie tego…nie było?

Ale…jednak…było.

I nie chcę nosić tego już dłużej w sercu moim…duszy mojej…

Bo i po co. 

Było doświadczeniem…doświadczeniem jak każde inne. Może trochę bardziej bolesnym, większego kalibru.

Jednak wciąż …tylko doświadczeniem.

Spośród miliona doświadczeń mojego Życia…dlaczego miałabym wybierać…te właśnie? Dlaczego miałyby…te właśnie wieść prym, próbować mnie definiować…definiować moje Życie?

To ja wybieram…czemu w Życiu moim nadaje znaczenie, miejsca w pierwszych rzędach…mojego filmu.

I sama piszę kolejny scenariusz….i sama wybieram do niego „aktorów”…i sama wyznaczam im „role”…przyjmuję do mojego filmu…w zależności od tego…czy dobrze opanowali rzemiosło…jakim jest Życie…Czyż nie tworzymy takich naszych trup, ekip? Do których nie każdy może wejść, przynależeć. I dobrze, że tak jest, że nie każdy jest dla mnie, a ja nie dla każdego.

Tak więc przede wszystkim…sama…szkicuję każdego dnia…główną aktorkę…mojego 🎥 filmu. To ja jestem za nią odpowiedzialna, to ja muszę nauczyć ją rzemiosła.

Nic o mnie, beze mnie.

I uczę ją…codziennie, w wygodzie i niewygodzie emocji, stanów, myśli. Bo jaka ja jestem, tacy też ludzie do mnie dołączą.
To tylko pozór, że coś mi się przytrafiło. Nie, bo gdy poszukam głębiej w sobie, to zawsze znajdę…prawdę…o mnie.
Bo to zawsze jest…o mnie.

I wiem, że nie mam co liczyć, że przyjdą inni ludzie, tacy wymarzeni, upragnieni…jeżeli sama nie zmienię się najpierw.
Ona…zmienia się, bo to banał i prawda, że nic nie stoi w miejscu. I jakaż to radość…że tak właśnie jest, tak się żyje.

Tak więc…moim zadaniem jest…otworzyć się…i wypuścić stare. Pozwolić odejść temu w pokoju, z wdzięcznością i niezauważenie…

Uchylam drzwi mojego Serca coraz bardziej i bardziej…i nagle czuję…że sztorm, którego się obawiałam…wcale nie przyszedł, przyszedł spokój…że w zamian za otwartość doświadczyłam ciszy…gładkiej tafli oceanu 🌊 i promieni słońca na twarzy. 

Bo otwartość…to zgoda.

I wszystko wydarza się…po prostu…przepływa.

Pozwalam…odejść…staremu. Już dawno…spełniło swoje zadanie. Już więcej nie potrzeba. Już mogę…puścić je wolno.

Otwieram drzwi na oścież…aby nowe mogło się rozgościć i ze mną kręcić mój nowy film, nowy przebój…

I to ja…wybieram moich ulubionych bohaterów…tych dopieszczonych, tych ukochanych…niezastąpionych…i mogę mieć tylko ufność, że i oni wybierają mnie do swojego filmu…że w ich filmie ja również mam zagrać rolę.

I pozwalam im, tak jak sobie…żyć swoim życiem…zaskakiwać mnie…uczyć mnie…bo najlepsza i żywa postać to ta, która ma tożsamość, nie jest martwa i miałka…akcja trwa…rozwija się w swoim tempie…Życie się żyje.

…otwartość pozwala przyjść temu…co zupełnie nowe…rozkosznie nieznane…nieoswojone i takie świeże…jak bryza muskająca twarz na brzegu oceanu Życia…

I dlatego tak…dla mnie…bardzo cenne.

fot.internet

Tak…po prostu

…po prostu…

chcę mieć Cię blisko…

a nie gdzieś w San Francisco…

…tak po prostu…nic więcej nie potrzebuje czuć, bo tyle wystarczy…wydawać by się mogło, że to tylko tyle…a to aż…tyle…

Dlaczego? Zapytasz…

Bo istniejesz…odpowiem

Bo jesteś tym, kim jesteś…odpowiem

Bo więcej nie potrzeba…odpowiem 

Bo to kim jesteś wystarczy…

Bo nie potrzebuję, abyś był jakiś…

Bo to kim jesteś, to jest aż nadto…

Bo jedyna moja potrzeba…

to współbycie z Tą moją wybraną Duszą…współistnienie…współwyrażanie siebie w Nas…to jedyna wartość i najważniejsza…

Przepływa…

Wystarczy…puścić

…moje poranione żeńskie…

nie ufało Twojemu męskiemu, moje żeńskie…wtedy…nie ufało twojemu męskiemu…nie potrafiło oddać się naprawdę…jak robi i kocha przejawiać się żeńskie…tym czym w istocie…jest…zaufaniem, otwartością i przyjmowaniem…

Moje poranione żeńskie…jakie wtedy było…nie umiało oddać się w pełni…

Moje poranione żeńskie…potrzebowało wtedy jeszcze…zachować choć trochę kontroli…

…bo moje żeńskie…wtedy…jeszcze, tak naprawdę nie…UFAŁO, 

ani Twemu Męskiemu…ani mojemu Żeńskiemu…

A w tym wszystkim nie ufało do końca Życiu.

I to moje poranione żeńskie…jakie musiało być…że nie widziało tego…że Męskie mojego Taty…trzy razy uratowało mi Życie…dosłownie…i w przenośni, a wybierało te Jego gorsze momenty…dlaczego nie wybierałam tych naprawdę ważnych…

Dziś wiem…

może inaczej…dziś czuję,

że jeżeli jeszcze potrzebowałam zachować odrobinę kontroli…to tak naprawdę nie było i nie mogło tam być zaufania.

Dziś uwielbiam kąpać się…w zaufaniu…do twego męskiego…do Ciebie. 

Niezależnie od tego, co przyniesie dzień…bo nagrodą jest…to co poczułam, to co czuję…prawdziwie w moim sercu.

I czekam…nie z naiwności…ale dlatego, że Ufam…mądrości Twego Męskiego.

I ufam sobie i Tobie i Życiu…

I dziękuję również męskiemu mojego Taty, bo dzięki niemu ufam Twojemu.

I tylko wtedy…możemy spotkać się na moście i wpół drogi do samych Siebie i do Nas.

Kocham ❤️

fot.internet

Taki dziś wywołany do tablicy temat…

tożsamości.

Więc lubię na przykład biegi na długie dystanse, bo w nich dopiero mogę w pełni poczuć Siebie, drugiego człowieka i to, co po drodze. 

Nie znoszę zaś chwilówek, nie są częścią mojej tożsamości. W mojej tożsamości jest pełen obiad składający się z dwóch dań i deseru🍨 🧁. 

Ja mam tak. 

Jeżeli ktoś lubi i szuka chwilówki, to nie tutaj. 

Ja lubię celebrację Życia,

ja cenię TO, co pod podszewką.

Jest też we mnie coś takiego… coś na kształt mentalności komandosa…trudne wyzwania, bieg przez płotki, rozbrajanie min, ofensywa, defensywa, klęska albo zwycięstwo…ale to już tylko takie resztki, reszteczki…dawnej bardzo starej tożsamości…bo nie mogłam inaczej, bo takie było wtedy moje życie. 

Dzisiaj to jest jak zły sen…

Dzisiaj tego nie wybieram…

Dzisiaj jest mi to obce.

Tak rozkosznie mi z tym, że wreszcie mogłam zrzucić mundur i cały osprzęt, złożyć broń…bo nie ma przed czym się bronić…

Że ten co przychodzi to nie wróg albo bandzior…

Że…brałam udział w nie swojej walce. 

Że to nie ja mam mieć silne ramiona…wkładać strój taktyczny albo maskujący…

że nie muszę…i nie chcę.

Że wystarczy, że to On jest silny, stabilny, osadzony w sobie, mądry i taktyczny…

i ma mocne i piękne ramiona.

A mi…dobrze jest…

…na swoim miejscu. 

fot.internet