Miało być o manifestacji, czyli jak dla mnie o PRAWDZIWYCH pragnieniach mojej Duszy, o spełnieniu.
Mam nadzieję, że uda mi się wyrazić, to co rozumiem, to co jest moją świadomością w tym temacie. Nie wiedziałam, że tak z biegiem lat, tak około dwudziestu, tak rozrósł się tzw. kontent o „manifestacji”, nie wiedziałam, bo mnie to nie interesowało, bo interesuje mnie moja dusza, moje najwyższe dobro, jak również dobro innych osób z którymi przychodzi mi żyć, współistnieć w moim wszechświecie, czyli mojej rzeczywistości.
W ogóle nie lubię tego słowa, bo to co jest obecne w sieci pod tą właśnie nazwą, jest jakąś techniką, jakąś zabawą dla ludzi, którzy zbłądzą niestety, nie mając podwaliny w postaci świadomości, a przede wszystkim czystych intencji, wobec siebie oraz wobec innych ludzi.
Nie może być niczym innym. Dlaczego? Bo brak jest tu Świadomości. Bo to też nie jest tak, że autorzy naprawdę wartościowych rzeczy się mylą albo chcą zwieść innych na manowce, choć są i tacy, czyli ci, którzy bez świadomości oraz z nie do końca czystymi intencjami publikują filmiki o technikach manifestacji, ponoć sprzedają to ludziom za duże pieniądze. Osobiście nie oglądałam. I ludzie bez tej również świadomości i bez znajomości własnych prawdziwych pragnień, chcą z braku. To się nie może dobrze skończyć.
Tak więc pozostanie techniką i ci ludzie, którzy tego używają rozczarują się.
Dlaczego? Bo manifestujemy cały czas. Zawsze stwarzaliśmy, nie możemy tego wyłączyć.
Nic nam się nie przydarzało, to zawsze byliśmy i jesteśmy my. Stwarzamy to, czym jesteśmy we własnym wnętrzu, w swojej istocie, jak sobie życzymy, jak życzymy innym. I jeżeli nie zmienię siebie, nie zmienię niczego.
I ważne, aby pamiętać, że jeżeli komuś źle życzę, to też tego doświadczę, bo to co życzę innym, to i życzę samej sobie. Teraz sama mogę wybrać, wolę życzyć dobrze, czy źle? Chcesz kogoś zmanipulować? Masz jak w banku, że też zostaniesz zmanipulowana. Podświadomość nie rozróżnia, nie wartościuje, więc jeżeli innej duszy życzę gówna, to też dostanę, bo podświadomość zrealizuje i dla mnie. Więc uważaj, czego życzysz, wybieraj świadomie 😊.
Manifestacja to WYBÓR, decyzja, świadomość tego kim jestem, i czego pragnę doświadczać. Tak, to nic innego, to takie proste, banalne wręcz, że Stwórca, tak to uprościł. Ale muszę być ze sobą szczera. Muszę być autentyczna, muszę znać siebie i moje intencje.
Jakie mam intencje pokazuje mi moja rzeczywistość, czyli doświadczenia, które do dzisiaj były moim udziałem. Bo materializują się (manifestują) moje PRAWDZIWE wybory. A wybieram każdego dnia. I każdego dnia mam szansę wybrać inaczej, jeżeli nie podoba mi się to, czego doświadczam. Mogę zdecydować inaczej. Ale też się tego trzymać codziennie, a lęki, niepewności uwalniać. Jak? Również wyborem, że to uwalniam, puszczam to, bo to tylko myśl, program (program tworzy się z uznania kiedyś czegoś za prawdziwe, z przyjęcia, że to moje, że to o mnie, etc.). Nie jestem programem, nie jestem moją traumą, nie jestem moją przeszłością.
„Jutro jest zawsze świeże i wolne od błędu”, jak mówiła Ania z Zielonego Wzgórza, tak, bo w każdym nowym Tu i Teraz mogę wybierać, a to właśnie zmaterializuję się w moim jutro, a nawet często natychmiastowo w moim dzisiaj.
W moim WYBORZE, są najważniejsze dwie kwestie:
nie mam prawa krzywdzić nikogo innego i nie mam prawa krzywdzić siebie.
I o tym ZAWSZE pamiętam. Jeżeli chcę czyjegoś męża, to czysta miłość najpewniej to zablokuje. Jeżeli nie będzie w tym prawdziwej miłości, tylko chcenie, bo on taki fajny, czemu ona ma go mieć, a nie ja? To nie jest miłość, to brak, to brak również świadomości, a przede wszystkim miłości. Może nawet i narobisz techniką, że to otrzymasz, ale na pewno stracisz, na pewno wyjdzie z tego tylko bałagan. Dlaczego? Bo to nie było z miłości, więc się nie utrzyma, rozsypie się, a ty zostaniesz z niczym. Po to, abyś poprzez cierpienie wreszcie zrozumiała, doszła do prawdy swojej duszy, do prawdziwych pragnień. Do prawdziwej miłości.
Jeżeli naprawdę kocham, to ta miłość po prostu jest. I po prostu pozwalam jej być (…).
Matka Ziemia…biorczość, przestrzeń, przyjmowanie…żeńskość… Ojciec Niebo…twórczość i męskość…
Harmonia i współodczuwanie elementu yin z elementem yang…cudowne. Gdy wszystko JEST na swoim miejscu.
Gdy moja wewnętrzna kobieta, jej prawdziwe centrum, ma uzdrowione jakości, to nic jej nie umniejsza, obcowanie ze…zintegrowanym męskim…jest pełne szacunku i cudownej wymiany…czuję, że wszystko jest na miejscu i to, co się wydarza, jest pięknem życia w przepływie jakości żeńskich i męskich…ale
dopiero wtedy…gdy uznaję prawdziwie moje żeńskie, znam jego najgłębsze potrzeby…i je akceptuję…i już nie dyskutuję z nimi poprzez ego, zranione babki i matki…gdy je znam naprawdę…bo je czuję w sobie, a nie analizuję w głowie, gdzie szwendają się jeszcze matrixowe farmazony, które notabene i tak zawsze gryzły się ze mną.
Gdy potrafię je widzieć nie poprzez złudne potrzeby ego, jego walkę o dominację, gdy nie wchodzę w cechy męskie… a je przyjmuję od mężczyzny, które do niego właśnie przynależą. Gdy mu ich nie odbieram, nie pragnę ich posiadać, a jedynie pozwalam im, dzięki niemu, przepływać we mnie, penetrować moje żeńskie energie, które z kolei przynależą do mnie…do żeńskiego…Cóż za cudowna wymiana się dzieje…jakież spełnienie. I jakież cudowne uczucie…jakaż cudowna lekkość…
…bycia na swoim miejscu.
Przeczuwałam…ale nie byłam świadoma…jaką cenę płacę…za…bycie w nadmiarze energii męskiej. Dawniejsze relacje, naznaczone walką i siłowaniem się…nie mogły być inne…musieli przychodzić mężczyźni będący w energii żeńskiej…bo ja wtedy też byłam zanadto w męskiej. Co za koszmar…żadne z nas…na swoim miejscu…ech… Patrzyłam na mamę i tatę i wiedziałam, że coś tu jest nie tak. Trochę mi zajęło, ale zrozumiałam…przez własne doświadczenie. Cóż, było ciężko…była wojna 😉…
Najwyższa cena, jaką płaciłam za to, była widoczna w intymności…to brak głębokiego spełnienia i poszukiwanie go w każdym kolejnym akcie…by znów go nie znaleźć…by znów poczuć niedosyt, poczuć, że wciąż coś umyka…