Kochani moi, rozumiem.
Tak jak nie potraficie przyjść inaczej, przyszliście tak, jak możecie.
Dziękuję…i przyjmuję….
Przyszliście pięknie, w duszy, aby ofiarować mi swoje dary miłości. Przyszliście, bo je macie w sobie…może poturbowane czasem, przeciwnościami, nieporozumieniami waszymi
z Życiem i Istnieniem.
Mamo, dziękuję, że w całym swoim bólu istnienia i walki, masz dla mnie miłość…i że wykrawasz ze swojego starego płaszcza niespełnionych marzeń i cudów Życia…które Ciebie, kochana, ominęły…nowe dla mnie, nowe i piękne.
Dziękuję, kochana, że tulisz mnie mocno, przesiąknięta całą sobą i tym kim jesteś, aby ofiarować mi to, co dla mnie zachowałaś w swoim sercu.
Dziękuję, Mamo, że zachowałaś ten swój stary płaszcz, aby dziś móc mi powiedzieć…że ja już mogę…i błogosławisz mnie na Drogę mojego Życia.
Dziękuję, Tato. Za Twoją cichą wiarę w miłość, zawsze z boku…zawsze jakby na marginesie życia…mający swoją prawdę, której nie śmiałeś już wyrażać…która jednak nigdy nie zniknęła. I ja ją zawsze…widzę w Tobie Tato…i cenię.
Dziękuję za ten nożyk, po który ja nie musiałam iść…bo Ty zrobiłeś to za mnie…i teraz mama, ze łzami nad sobą, a z miłości do mnie, szyje nowe…dla mnie.
Oboje szyjecie. Abym ja już mogła.
…kocham…
